niedziela, 20 marca 2016

EPILOG

Tak szybko minęły te trzy lata, aż trzy lata. Dzisiaj są czwarte urodziny Francisa. Ah! Jak te dzieci szybko rosną! Mario i Maria biegają jak kot z pełnym pęcherzem, a ja siedzę z tym małym łobuzem. Postanowiłam go zabrać na stadion Bayernu na trening chłopaków. Usiedliśmy w jednej z trybun, Bawarczycy wybiegli na boisko, na czele z moim przystojniakiem. Siedzieliśmy na krzesełka, ale chłopiec zaczął się wiercić. Wydaje mi się, że mu się to już znudziło. Zaśmiałam się w duchu i wzięłam chłopca na ręce, zauważyłam Dominikę z dziećmi więc podeszliśmy do nich. Luca i Francis pobiegli na murawę, a ja patrzyłam na pozostałą trójkę chłopców, synów Badstubera. No, przyznam że wszyscy się spodziewali wtedy jednego chłopca, a nie trójki. Dominika stała się prawdziwą matką polką!


-Jak sobie radzisz z czwórką chłopców? -zaśmiałam się.
-Nie jest tak źle, a myślałam, że będzie gorzej. -przyznała -Matka Holgera nam bardzo pomaga.
-No tak... -uśmiechnęłam się do przyjaciółki -Dzisiaj zajmuję się Francisem i nie daję sobie z nim rady, a co dopiero jakbym musiała pilnować czwórki.
-Przyzwyczaiłabyś się. Bardzo bym chciała mieć córkę. -wspomniała.
-Może, będziecie mieli swoją upragnioną córeczkę. -poklepałam ją po ramieniu.


Patrzyłam na uroczą trójkę małych blondynów z dużymi niebieskimi oczyma. Ivan, Mats i Orhan byli naprawdę jak identyczne trzy kropelki wody podobne do Dominiki i Holgera. Po chwili przybiegł do nas Francis i Luca. Francis zaczął mnie ciągnąć za nogawkę.


-Francis... Co się dzieje? Chcesz na siusiu? -zapytałam zirytowana zachowaniem chłopca.
-Nie! -pisnął chłopiec -Chodź ze mną ciociu! Wujek Cię woła! -popatrzył na mnie.


Chcąc nie, chcąc poszłam powolnym krokiem w stronę szeroko uśmiechniętego Joshui. Nie wiedziałam czego chce, w końcu sam mógł do mnie przyjść.


-Co jest Joshi? -zapytałam zmęczona.
-Chciałem Cię pocałować! -wybuchnął śmiechem i pocałował mnie w policzek.
-Aha...? -popatrzyłam na niego trochę zdziwiona.


Usłyszałam za sobą chichot małego Francisa i syna Holgera. Patrzyłam na Kimmicha, który zrobił się czerwony jak pomidor i z kieszeni spodenek wyjął pierścionek, który wymsknął mu się z ręki i wylądował tuż pod moimi nogami. Joshua rzucił mi się pod nogi, dmuchną w pierścionek i przetarł rękawem srebrny brylancik. Stanął przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy.


-Wyjdziesz za mnie czy nie? -uśmiechnął się szeroko.
-No jak już tak bardzo chcesz to okej. -prychnęłam od niechcenia.
-Ale jesteś! -zaśmiał się wsuwając pierścionek na mój palec i podniósł mnie wysoko do góry.
-Joshi! -pisnęłam głośno i wtuliłam się w jego szyję.



******


Zastanawiacie się pewnie co u mnie? Dobrze. Na tyle dobrze, że jestem szczęśliwa z moim Mario i nazywają mnie od roku panią Goetze. Rzuciłam pracę w gazecie i teraz robię to co kocham, zaczęłam udzielać się w ośrodku dla ludzi, którzy potrzebują pomocy, tak jak kiedyś ja potrzebowałam. Dzisiaj są czwarte urodziny mojego maleństwa, choć już nie takiego maleństwa, ale prawdziwego łobuziaka z Monachium.


-Pączusiu? Zaraz przyjdzie Nadia z Joshuą i Francisem! Gdzie jest ten różowy lukier? -zapytałam.
-Możliwe, że go zjadłem... -uśmiechnął się zawstydzony i z różowym lukrem na ustach.
-Goetze! I co ja teraz pocznę!? -złapałam się za głowę.
-Proponowałbym, abyśmy poczęli nowe życie kocico! -zachichotał zbliżając się do mnie.
-Po tym co uczyniłeś? O nie. -zaśmiałam się -Cóż... Powiemy, że tatuś zjadł lukier. -uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać polewy w szafce kuchennej.
-Mówiłem Ci, że lepiej jak zamówimy tort. -westchnął niezadowolony.
-Wolałam go zrobić sama, ale nie wiedziałam że Goetze zeżre lukier! -uśmiechnęłam się i podeszłam do ukochanego dając mu soczystego buziaka w usta, przy okazji zlizując lukier -Mmm... Dobry. -zachichotałam.


Zaśmiał się tylko, a ja zaczęłam przygotowywać polewę. Po kilkunastu minutach do mieszkania wbiegł mały Francis, oczywiście biegnąc do mnie, wpadł na ojca.


-Tato! Ja biegnę do mamusi na przytulasa! -powiedział wzięty na ręce chłopiec przez Mario.
-Za chwilę, teraz będzie niespodzianka dla Ciebie mój przystojny kawalerze. -uśmiechnął się do chłopca.


Wszyscy zebraliśmy się w salonie i odśpiewaliśmy sto lat dla naszego zarumienionego maleństwa. Cieszył się i wszystkich przytulał, dostał wiele prezentów od nas i od rodziców chrzestnych, czyli Joshui i Nadii.
Można powiedzieć, że w końcu byliśmy szczęśliwi, ale czy już na zawsze?

 
***KONIEC***
_____________________________________________________


Zakończone, ale czy na zawsze? To już pozostawiam waszej interpretacji :D
Mam bardzo ciekawy pomysł na kolejnego bloga, ale nie wiem czy mi nie przejdzie do września xd Znając mnie to pewnie nie, no chyba, że mi tej piłkarz się odwidzi XD Ale mogę was zapewnić, że intrygujący... Ale już nie będę zdradzać co mam na myśli. Znając Dominikę wygadam się jej przy pierwszej lepszej okazji :D
Więc... W tym momencie przyszedł czas na pożegnanie. Opowiadanie to pisałam chyba w najgorszym okresie mojego życia... Przez większość tutejszej pisaniny miałam depresje przez śmierć bardzo bliskiej mi osoby, ale nie zamierzam o tym tu pisać.
Chciałabym bardzo wrócić we wrześniu, kiedy wszystko się uspokoi w moim życiu. Wiadomo, na początku maja mam matury, a najbardziej martwię się o matematykę... Dlatego wracam w wrześniu, w razie jakbym miała mieć poprawkę w sierpniu. Liczę, że kiedyś wejdę na tego bloga i przeczytam tą końcówkę z wielkim bananem na ustach, kiedy okaże się że zdałam tą pieprzoną matme ;D
Swoje podziękowania kieruję do wszystkich, którzy byli na tym blogu od samego początku, czyli od Sylwestra tego roku! Bez was by się to nie udało. :) Bardzo Wam dziękuję za te 58 komentarzy, które każdego dnia zachęcały mnie do napisania dla was więcej! Dziękuje za te ponad 1170 wyświetleń na tym blogu, a także za wyświetlenia na starych blogach :>
To, że odchodzę nie znaczy, że nie będę komentowała i czytała waszych blogów, które możecie mi zostawiać w "pytaniu" na asku https://www.ask.fm/anula777  !
Widzimy się we wrześniu misiaki moje! <3
DZIĘKUJĘ WAM JESZCZE RAZ Z CAŁEGO SERDUSZKA! ♥

niedziela, 13 marca 2016

ROZDZIAŁ 21

Weszłyśmy do jednego z nocnych klubów w Monachium. Mario musiał zaparkować samochód, a ja razem z Nadią znalazłyśmy wolny stolik i zdążyłyśmy zamówić drinki. Po kilku minutach przyszedł do nas i zmęczony "klepnął" na kanapę. Zamówił sobie wodę z cytryną, bo dostał ode mnie zakaz picia jakiegokolwiek alkoholu.


-Znaleźć tu miejsce na parkingu graniczy z cudem. -westchnął delektując się wodą.
-Trzeba było powiedzieć, że jesteś vipem. Mój piłkarzu! -zaśmiałam się gładząc jego policzek.
-Daj spokój. -machnął ręką -Zatańczymy? -wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
-Jasne. -uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę.


Ruszyliśmy w tan. Uwielbiałam tańczyć z moim ukochanym Mario, trzymał mnie, drobniutką dziewczynę w swoich umięśnionych ramionach. Patrzyłam w jego ciemne tęczówki i nagle zauważyłam w nich odbicie nie moje, tylko Joshui Kimmicha tańczącego ze swoją Liesel za nami. Przytuliłam się do ramienia ukochanego i zaczęłam mu szeptać na ucho...


-Co tu robi Joshua? -zapytałam najciszej jak tylko mogłam.
-Zaprosiłem go, a nie może tu być? -zaśmiał się. -Chciałbym, aby wrócił do Nadii. -dodał.
-Obiecałam jej, że go tu nie spotka. Wyszłam na ohydną kłamczuchę. -uderzyłam go delikatnie w klatkę piersiową.
-Kochanie, nie wyszłaś. -zaśmiał się i mnie ucałował w policzek.
-Najwyżej winę zrzucę na Ciebie. Goetze. -szepnęłam podkreślając jego nazwisko.
-Wyjdziesz za mnie Ćwiklińska? -popatrzył mi głęboko w oczy.
-Żartujesz sobie, prawda? -uznałam to za żart.
-Nie. -puścił moje dłonie i uklęknął przede mną, muzyka ucichła.
-Mario... Wstań. Nie wygłupiaj się... -poczułam spojrzenie wszystkich na sobie.
-Odpowiedz na moje pytanie... -popatrzył na mnie rozbawiony.
-Tak... -szepnęłam niesłyszalnym głosikiem.
-Co takiego? Bo nie dosłyszałem... -zaśmiał się.
-Wyjdę za Ciebie Ty głuchy pączku! -krzyknęłam jak głupia.


Wziął mnie na ręce i mocno mnie do siebie przytulił po czym nasunął na mój palec piękny złoty pierścionek z zielonym oczkiem. Pocałował mnie namiętnie, a potem usiedliśmy przy stoliku obok uśmiechniętej przyjaciółki.



******

Ojej... Jak to dobrze, że oni są razem szczęśliwi i będą wspaniałą rodzinką. Mario jest dobrym mężczyzną i na pewno już nigdy nie zrani swojej ukochanej Marysi i swojego synka Francisa.
Kiedy usiedli przy stoliku, naturalnie pogratulowałam szczęśliwej parze zakochanych, po czym oddaliłam się do pobliskiego baru, bo potrzebowałam czegoś co ostudzi moje emocje. Traf chciał, że spotkałam tam moją nową znajomą, a raczej tą zołzę Liesel, czyli nową dziewczynę, byłego mężczyzny mojego życia, czyli teraz przyjaciela- Joshui Kimmicha. Postanowiłam nie zwracać na nią uwagi i wziąć to po co przyszłam, czyli gin z tonikiem. Czekając na swój alkohol popatrzyłam na nią swoim żenującym i pełnym pogardy spojrzeniem na nią. Nagle zauważyłam jakiegoś faceta obok niej i to nie mojego byłego mężczyznę, tylko jakiegoś typka, co prawda przystojnego typa, ale nie tak przystojnego jak mój wyśniony ideał. Całowali się, a ja w tym czasie niezauważona odebrałam swojego drinka i odeszłam od baru. Za swoimi plecami usłyszałam głos, ten idealny głos, kłócił się właśnie ze swoją dziewczyną. Odkręciłam się w tamtą stronę i podziwiałam ten widok, wręcz się nim delektowałam, jak Joshua rzuca tę dziewkę.
Widziałam jak wściekły Kimmich chce wyjść z tego klubu, kieruję się w moją stronę, moje serce zaczyna bić, tak strasznie szybko jak nigdy dotąd. Zderzamy się ramionami, kiedy próbuje mnie wyminąć. Przez cholerny wypadek wylewam na niego tego nieszczęsnego drinka na jego koszulę, on się odkręca, a ja? Leżę jak długa na parkiecie. Pochyla się nade mną i pomaga mi wstać.


-Nadia... -uśmiecha się szeroko do mnie -Nic Ci nie jest? -patrzy mi w oczy i pyta troskliwym głosem.


Coś mnie tknęło, a raczej ktoś! Mario "przez przypadek" wpycha mnie w ramiona Joshui, który mnie namiętnie całuje. To jakiś chory sen z którego niedługo mogę się wybudzić? Nie, to rzeczywistość. Nawet się uszczypnęłam, aby się o tym przekonać. To zdecydowanie najwspanialszy moment w moim życiu i nie zapomnę go nigdy! Nigdy.


_______________________________________________________


O maj god. Moje drogie dzieci... :( To już koniec mojej przygody z bloggerem. Tak mi smutno...
A może kiedyś wrócę? Ale raczej do września tego roku możecie zapomnieć o mnie.
Więc w niedzielę wpadnę do was z epilogiem i to będzie koniec.
Łee... :,( Płakam.

niedziela, 6 marca 2016

ROZDZIAŁ 20

Siedziałam na tarasie i czytałam książkę, którą ostatnio polecił mi mój przyjaciel Joshua Kimmich. Tak przyjaciel. Już od pół roku nie spotykamy się, a on odnalazł swoją drugą połówkę imieniem Liesel. Jak patrzyłam na niego i jego wybrankę to mnie, aż coś skręcało w środku. Tak bardzo jej nienawidziłam, ale w środku też się cieszyłam ze szczęścia mojego byłego chłopaka. Czasem tylko przypominałam sobie jak to było kiedyś, gdy byliśmy szczęśliwi we dwójkę... Ciepły wiosenny dzień, ja wraz z nim jesteśmy nad pięknym jeziorem. W pewnym momencie słychać nasze śmiechy, rozmowa ucicha, a twarze przybliżają się do siebie i łączą się w pocałunku.
To wspomnienie nigdy nie dawało mi spokoju... Tak często wracałam do niego. Chciałam je wymazać z mojej pamięci, potrzebowałam pomocy. Jak na zawołanie zjawiła się Maria, trzymając na rękach wtulonego w nią malutkiego Francisa.


-Witaj Nadio. -uśmiechnęła się i wymieniłyśmy się przyjacielskim buziakiem w policzek.
-Cześć... Siadaj. -westchnęłam i wzięłam na swoje kolana chłopca.
-Wyglądasz na jakąś zmartwioną... -usiadła wygodnie- Muszę Ci jakoś poprawić humor. -postanowiła.
-Marysia... Naprawdę wszystko jest dobrze. Nie wiem czym się tak przejmować. -machnęłam ręką.
-Musisz zapomnieć o Joshui. -westchnęła- On ma już dziewczynę, a Ty? Weź się w garść.
-Nie potrzebuję chłopaka. -prychnęłam.
-Może chłopaka nie, ale musisz się zabawić.. A nie siedzieć tu jak czarna wdowa! -zaśmiała się głośno.
-Tylko nie wdowa! -oburzyłam się.
-Kup sobie ładne ciuszki i ruszamy dzisiaj w tango! -zachichotała.
-Maria... A Mario? Nie będzie zazdrosny? -popatrzyłam na nią pełna niepewności.
-Mario pójdzie z nami. Potrzebujemy przecież podwózki. -wzruszyła ramionami.
-No tak... -uśmiechnęłam się.
-A słyszałaś? Dominika w tym tygodniu ma termin. Podobno ma być znowu chłopiec. Holger tam szaleje ze szczęścia! -zaśmiała się.
-To dobrze. Będzie miał następce. -uśmiechnęłam się. -A kiedy widziałaś Dominikę?
-Ostatnio jakoś... -zamyśliła się -Ale brzuch to ma ogromny! Większy niż ja jak byłam mała z tym maluchem. -pogładziła syna po policzku.
-Ma! Weś! -zaczerwienił się mały chłopiec.
-Uroczy jest! -zaśmiała się.



******

Gdy wróciłam z Francisem do domu, zastałam Mario w kuchni. Coś gotował, jak zawsze pewnie wymyślił nowy eksperyment na obiad. Usadziłam Francisa na kanapie i rozebrałam go z kurteczki. Mario podszedł do nas i sprzedał nam po buziaku. Ściągnął mi płaszcz i powiesił w szafie. Popatrzyłam na niego, w tym słodkim, różowym fartuszku wyglądał naprawdę uroczo. Jak pączuś polany różowym lukrem.


-Co nam dzisiaj na obiad przygotowałeś? -zaśmiałam się.
-Owoce morza! -powiedział pękający z dumy.
-Znowu? -powiedziałam znudzona, a Francis potwierdził moje znudzenie cichutkim jęknięciem.
-Myślałem, że lubicie... -spuścił głowę jak zbity piesek.
-Krewetki nam się przejadły... -westchnęłam -Ale dobrze... Zjemy i dzisiaj. Prawda Francis? -uśmiechnęłam się, a chłopiec pokiwał głową.


Goetze od razu nabrał motywacji do działania i zanim zdążyliśmy usiąść do obiadu to już nam nałożył. Oh... Ile ja bym dała za faceta, który nie eksperymentuje z jedzeniem i nie gotuje codziennie na obiad krewetek. Jednak nie będę odbierać przyjemności mojemu ukochanemu, który jest taki dumny z siebie.


-Smacznego! -uśmiechnął się szeroko.
-Dziękujemy... -zaśmiałam się trzymając chłopca na kolanach.
-Byłaś u Nadii... Jak ona się czuje? -zapytał jedząc.
-Postanowiłam ją wyrwać na imprezę, a Ty pojedziesz z nami jako nas kierowca. -uśmiechnęłam się.
-Zabawna jesteś naprawdę! -zaśmiał się obracając do w żart.
-Mówię serio... -szepnęłam, a Francis na moich kolanach zaczął się śmiać.
-I nic... Ale to nawet kropelki... -popatrzył na mnie.
-Nawet kropli! Francisem zajmie się Twoja mama. -pogładziłam chłopca po włosach.
-No dobrze... -westchnął kończąc posiłek.


__________________________________________________________


Stwierdziłam tak... No nie mogę tego tak zakończyć XD Wybaczcie mi jeśli napiszę jeszcze 1 rozdział do tego bloga, epilog i zniknę na zawsze z waszego życia? ^^