sobota, 30 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 10

Nad ranem obudziłam się w łóżku Joshui. Okryłam się kocem i zauważyłam, że miejsce gdzie spał było już zimne. Musiałam dość długo spać, albo on zwiał i zostawił mnie samą. No cóż, widocznie nie było nam pisane być razem. Wykorzystał i prysnął. Zaczęłam się powoli ubierać, a moje gorzkie łzy spływały jak rzeka po moich ognistoczerwonych policzkach. Kiedy już stanęłam w przedpokoju i ubierałam się w płaszcz, Joshua wszedł do mieszkania z torbą pełną zakupów.


-Gdzie się wybierasz? Skarbie? -popatrzył na mnie zdziwiony i odstawił zakupy na stół.


Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć... Że pomyślałam sobie, że mnie zostawił? Przetarłam oczy z łez, a on natychmiast zdjął mój płaszcz i odwiesił z powrotem. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie czekało na nas śniadanie. Usiadłam naprzeciwko niego i patrzyłam na ciepłe bułeczki z których leciała ciepła i pachnąca para, która świadczyła o jej świeżości. Nalał mi ciepłej herbaty i ją posłodził dwiema malutkimi łyżeczkami. Patrzył na mnie i uśmiechał się nieśmiało w moją stronę.


-Smacznego... -szepnął cicho.
-Dziękuje. -uśmiechnęłam się patrząc w jego błękitne oczy.


Nieśmiało jedliśmy to co mi przygotował na śniadanie i wymienialiśmy się nieśmiałymi uśmieszkami. Kiedy skończyłam jeść pomogłam mu zabrać talerze do zmywarki. Chłopak usiadł na krześle i przysunął mnie mocno do siebie, tak że wylądowałam na jego kolanach. Patrzył na mnie, a jego twarz nie kryła szczęścia. Patrzyłam w jego szczęśliwe oczy i szeroki uśmiech. Tego dnia nigdy nie zapomnę, jesteśmy tacy szczęśliwi i możemy się cieszyć sobą nawzajem.


-Nadio... -zaczął -Możesz mi powiedzieć... Na co są te pieniądze...? -założył mój kosmyk za ucho.
-Moja mama... Ostatnio bardzo zachorowała i... Potrzebowałam dużej sumy na operację. -wyszeptałam.
-Przykro mi. -wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
-Oddam Ci... Co do grosza. -popatrzyłam mu w oczy i pogładziłam jego policzek.
-Nic mi nie będziesz oddawać. -pogroził mi palcem przed nosem. 

-Joshi... Obiecałam Ci. -zaczęłam marudzić.
-Uwielbiam kiedy mówisz "Joshi". -zachichotał muskając płatek mojego ucha.
-Oj Joshi! Nie zmieniaj tematu! -zaśmiałam się.
-Jestem dłużnikiem Marii i Holgera, bo to dzięki nim Cię mam teraz przy sobie. -wyszeptał na moje ucho i zaczęliśmy się całować.




******


~MARIA~

Siedziałam na łóżku, a wokół mnie biegał mały smyk imieniem Luca Badstuber. Tak bardzo uwielbiałam małego chłopca, który wnosił tyle radości do mojego marnego życia.


-Ciocia! Mas! To dja Ciebie... -dał mi rysunek.
-Dziękuje Luca. -uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nje płac! Wujo nje jeśt walt. -położył rączkę na moich plecach i odetchnął głęboko.
-Masz racje smyku. -szepnęłam -A gdzie mamusia? -popatrzyłam na niego.
-W kuchni, lobi hejbate. -uśmiechnął się swoim szczerbatym uśmieszkiem.


Do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha, blondynka w wieku Holgera, trzymając w dłoniach dwie szklanki ciepłej, zielonej herbaty. Dominika to bardzo miła dziewczyna o wyjątkowo przyjacielskim usposobieniu. Byłam pełna podziwu dla niej, bo miała wiele anielskiej cierpliwości do swojego męża i syna, który był tak do niej podobny.


-Jak się czujesz? Lepiej? -usiadła obok i podała mi szklankę z herbatą.
-Dziękuje... Lepiej. -szepnęłam i upiłam łyk herbaty.
-To dobrze. Mario już tu nie wróci... Zabrali go na odwyk i podobno nie wróci przez jakieś dwa lata najmniej. -wspomniała.
-Mama! A hejbata na mnie!? -stanął przed nami mały łobuziak i patrzył swoimi wielkimi oczyma.
-Luca... Przecież i tak jej nie wypijesz do końca... -zaśmiała się.
-Mamooo... -patrzył na nią i zaczął marudzić.


Patrzyłam jak chłopiec marudzi i walczy o swoją herbatkę i myślałam o tym co powiedziała Dominika, że Mario wróci dopiero za dwa lata, że już nie wróci. W tej chwili pomyślałam o swoim dziecku, które być może nigdy nie pozna swojego ojca, który bądź co bądź był dla mnie kimś ważnym, choć na chwilę. Czułam, że między mną, a Mario nic się nie skończyło. Za 7 miesięcy miałabym być matką jego dziecka. Tak bardzo zaczęłam zazdrościć Dominice, która była taka szczęśliwa przy Holgerze i małym Luce.
Może jeszcze nie wszystko stracone? Ale nie... Skrzywdził mnie. Muszę zapomnieć o Mario i myśleć o moim maleństwie, które noszę pod sercem. Ale najpierw muszę o wszystkim powiedzieć Nadii, mam nadzieję, że ona mi pomoże.


******
~NADIA~


Minęło kilka dni... Między mną, a Joshuą układało się coraz lepiej. Byłam taka w nim zakochana, a on we mnie, że nie widzieliśmy świata poza sobą. Martwiło mnie tylko jedno... Do czego doszło tego wieczoru, kiedy mnie nie było w domu? Dlaczego Maria jest taka smutna i nigdzie nie wychodzi? Pewnie niedługo wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję... Bo ostatnio zrobiła się taka dziwna. Może jest zazdrosna o to, że nie ułożyło się jej z Mario, a mi i Joshui wręcz przeciwnie?
Dzisiaj był wyjątkowo pochmurny dzień, znowu musiałam flirtować z jakimś facetem, ale dziś poszło coś nie tak jak chciałam. Mężczyzna zaciągnął mnie do swojego mieszkania, prawie, bo nie weszłam z nim do środka. Wszystko działo się tak szybko, na dworze. Deszcz padał tak mocno, a ja opierałam mu się. Nie chciałam wejść do środka. Za nami przyjechał Kimmich i Badstuber. Zaczęła się szamotanina, Holger rzucił się na tamtego. Kiedy wydawało się, że to już koniec, Joshua podbiegł do mnie. Stanęliśmy twarzą w twarz, miał taki piękny zwycięski uśmiech, ale tylko przez chwilę... Gdy usłyszałam krzyk przerażonego Badstubera...


-Josh!! -krzyknął głośno.


Joshua osunął się na ziemię i leżał pod moimi nogami. Szybko pochyliłam się nad nim i patrzyłam jak jego oddech robił się coraz rzadszy, a jego oczy powoli się zamykały. Z jego pleców wystawał nóż, który był skierowany w jego serce, a po moich dłoniach spływała jego krew. Jedyne co mogłam wyszeptać, to "Joshi nie odchodź... Kocham Cię."


_________________________________________________________

Za dużo oglądania filmów sensacyjnych...
Dominiko... Klątwa Sophie! ^^
To jeszcze nie koniec XDDD Będę jeszcze gorsza xd A w ferie, będę dodawać, częściej bo mam czas XD  Nie dam wam żyć.

wtorek, 26 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 9

Nie miałam pojęcia co o tym myśleć... Nie odzywa się do mnie przez cały dzień, patrzy na mnie swoimi chłodnymi oczyma, aż tu nagle się okazuje, że wysłał pieniądze na operacje mojej matki i to w dodatku nie małą sumkę. Nie wiem co o tym sądzić. Rozmawiałam na ten temat z Marią, ona tylko mnie wysłuchała i powiedziała, abym mu podziękowała. No super! Podziękować za coś czego nie chciałam.


-Nie rozumiesz mnie! On chce czegoś w zamian... -tłumaczyłam siedząc obok niej i wymachując dłońmi, jakbym była zła na nią, a nie na mnie.
-To mu to daj i zapomnij! -złapała się za głowę.
-No chyba Cię głowa boli! Nigdy! -wstałam.
-Tak się składa, że nie każdemu się układa w życiu jak chce! Myślisz, że ja nie mam swoich problemów?! -syknęła na mnie, w końcu odsunęła laptop na bok.
-Maria! No poradź mi proszę... -popatrzyłam głęboko w niej ciemnoniebieskie oczy.
-Co ja Ci mogę poradzić? Zrobisz co zechcesz... -wzruszyła ramionami.
-Myślisz, że... Powinnam do niego teraz z nim się spotkać? -domyśliłam się o co jej chodziło -No dobrze... -westchnęłam i zaczęłam nakładać buty.
-Weź to. -dała mi dwa, małe, białe proszki.
-Co to jest? -popatrzyłam na nią niepewnie.
-Żeby z tego wszystkiego nie została cioteczką. -zaśmiała się -Godzinę przed stosunkiem. -dodała i poszła do swojego pokoju, w którym czekał na nią laptop.


Cioteczką? No nie sądzę, aby w przyszłym ćwierćwieczu doszło do tego abym została matką, a w szczególności z nim. Joshua to typowy kobieciarz, który na pewno miał już miliony dziewczyn, a gdyby którakolwiek zaszłaby z nim w ciąże, za wszelką cenę dopilnowałby, aby została usunięta. Chociaż przyznam, że chciałabym być dla niego tą jedyną, która zawładnie jego sercem na zawsze.
Wsiadłam w moje ukochane autko i powoli pojechałam pod jego mieszkanie. Zbliżał się mrok, latarnie na ulicach zaczęły się zapalać, nocne marki zaczęły wylegać na ulice Monachium. Zdążyłam polubić to miasto, było takie pełne życia, nigdy nie zasypiało. Jednak czasem tęskniłam za rodzinnym domem w Polsce, gdzie była moja rodzina. Tutaj czułam się dobrze, miałam Marię, która mnie wspierała na każdym kroku i Holgera, który był dla mnie jak drugi ojciec chrzestny.
Zaparkowałam niedaleko jego mieszkania, co ja mówię... Apartamentu! Niepewnym krokiem zbliżałam się do jego domu, zauważyłam, że w mieszkaniu świeci się światło. Wyglądało na to, że jest w domu. Byłam tak zestresowana, że zapomniałam zapukać do drzwi i szarpnęłam klamkę. Dzięki Bogu było zamknięte i nie narobiłam sobie wstydu, a może i narobiłam?
Wystraszyłam się, że mógł to zauważyć i już chciałam uciec z miejsca, aż tu nagle moim oczom ukazał się on w drzwiach z którymi przed chwilą się siłowałam. Miał na sobie przeuroczą niebieską piżamę w pingwinki. Jego włosy były ułożone, więc jeszcze nie zmasakrował ich pościelą. Patrzył na mnie, był zaskoczony tym, że jestem właśnie tutaj, obok jego drzwi i zalewam się czerwonym rumieńcem, a zarazem palę się ze wstydu.


-Wiedziałem, że przyjdziesz... -przeczesał włosy swoimi długimi palcami.
-Naprawdę? Nie widać. -popatrzyłam na niego, a w szczególności delektowałam się widokiem jego piżamy.
-Wejdź. Proszę... -uśmiechnął się i zaprosił do środka.


Powoli weszłam do jego mieszkania, było ogromne w porównaniu mojej i Marii kawalerki. Wszystko było takie jasne, piękne i bogate. Czułam się jakbym była w jakimś śnie, jakbym była kopciuszkiem, który wszedł do zamku. Patrzyłam na Joshuę, który był uśmiechnięty i zdjął mój płaszcz, po czym powiesił go na haku. Usiadłam na ciemnej sofie, a on usiadł obok mnie i przypatrywał się mi, bardzo bałam się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy. Patrzyłam na moje drżące dłonie i zaczęłam mówić swoim cienkim i wystraszonym głosikiem...




-Ja... Chciałbym Ci bardzo podziękować za te pieniądze... -wyszeptałam -One były dla mnie bardzo ważne i oddam Ci wszystko.
-Nie potrzebuję pieniędzy, żeby być szczęśliwym Nadio. -powiedział zdecydowanie i ścisnął moją dłoń.


Więc czego ode mnie oczekuje? Dobrze wiem co oznaczają jego słowa. Zróbmy to, a potem zapomnijmy. Chcę mieć to już za sobą. Joshua, nie komplikuj tego, wiesz, że mi się podobasz.


-Nie martw się, nie zrobię Ci krzywdy... -podniósł mój podbródek tak abym mogła mu spojrzeć w oczy.
-Joshi... -popatrzyłam na niego cała rozanielona.
-Cii...


Nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku, który z chwili na chwilę przeradzał się w coś namiętniejszego. Dałam się ponieść emocjom i chwile potem leżałam na jego łóżku, bez ubrań, obsypywana pocałunkami na swoim ciele. Co chwile coś szeptał na moje ucho, mówił jakiś komplement i za chwile patrzył w moje oczy. To był mój pierwszy raz kiedy mogłam się czuć w odpowiednim miejscu, pod prawdziwym ideałem mężczyzny. Zakochałam się w nim już na zawsze.


-Jesteś cudowną dziewczyną... Kocham Cię. -wyszeptał gładząc mój policzek.



******


Chciałabym aby to był sen. Mario właśnie znajduje się za drzwiami i wali w nie pięściami. Boże, gdzie jest Nadia jak jest mi potrzebna. Znerwicowany Goetze po przeczytaniu artykułu nie da mi żyć, zaraz wpadnie do mieszkania i mnie zabije. Boję się go. O nie! Już wszedł, a raczej wbiegł. Jedyne na co wpadłam to schować się w kącie. Znalazł mnie. Próbowałam się bronić, wymyślać argumenty do rozmowy, ale to nic nie dało. Zostałam wyzwana od "szmat, dziwek" i innych. Ma zupełną racje.


-Jak mogłaś mi to zrobić?! -krzyczał na mnie i ciągnął za włosy.
-Zostaw mnie Mario! Puść! -piszczałam, próbowałam się chronić, to tak bolało.


Nagle gdy podniósł na mnie dłoń, przypomniało mi się to przez co trafiłam do ośrodka w Dortmundzie. Mój ojczym znęcał się nade mną psychicznie i molestował seksualnie. Biedna dziewczynka, która straciła dziewictwo w wieku 13 lat. Teraz moje życie powróciło, potwory z przeszłości, mój sekret, który skrywałam do teraz. Policja wbiegła do środka i zabrała oszalałego Mario. Zjawił się Holger, który mocno mnie przytulił. Nie chcę, aby to się powtórzyło. Nie chcę, aby to spotkało moje dziecko. Tak. Moje i Mario.


____________________________________________________

Ah ten Mario psychopata XDDD
To do soboty! ;3

niedziela, 24 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 8

Mój mózg... Boże, co my wczoraj zrobiliśmy?! Mario. Leży obok mnie, oboje jesteśmy przykryci kocem. Tak, wczoraj doszło do tego czego raczej nikt się nie spodziewał. Przespałam się z piłkarzem Bayernu. Kocham go i muszę mu pomóc wyjść z nałogu. Wiem, że nie będzie łatwo. Uzależnienia nie da się pokonać od tak, jednak wierzyłam, że nam się uda. On skończy z narkomanią, a mi się uda pokonać moją anoreksję i będziemy szczęśliwi. Tak bardzo bym chciała, aby się udało... Jednak boję się otworzyć oczu. On mnie nie kocha. Królową jego serca jest modelka imieniem Ann. Rozumiem to. Przecież nie zasługuję na niego.
Gdy odtworzyłam oczy, zobaczyłam jak ubiera się w swój biały podkoszulek, siedzi do mnie plecami. Nie mogę odczytać jego intencji. Otuliłam się puszystym kocykiem i usiadłam na łóżku, delikatnie położyłam swoją chudą dłoń na jego ramieniu. Głęboko odetchnął, ale nie odwrócił się do mnie.


-Przepraszam, ale to jest zły pomysł... -wyszeptał -Ann dzisiaj wraca. -dodał.
-Tak... Masz racje. -tylko tyle zdołałam wydukać, do oczu zaczęły mi naciekać łzy.
-Zapomnijmy o tym. -wstał i nawet na mnie nie patrząc opuścił pomieszczenie.


Co ja sobie myślałam? Że będę z nim szczęśliwa? Że zakocha się w zwykłej dziennikarce? Ależ byłam niepoważna i głupia, a do tego jeszcze naiwna. Miałam ochotę schować się pod ziemię. Zresztą poczułam się potraktowana jak zwykła ścierka do podłogi. Wykorzystana i rzucona w kąt. Nienawidzę go i siebie. No, ale to mój błąd... Mogłam nie brać tego świństwa i nie iść z nim do łóżka, byłam świadoma tego, że on ma dziewczynę, a ja dla niego jestem nikim. Chociaż wydawało mi się na początku, że mnie pokochał. Cóż myliłam się. Dotarłam do swojego celu. "Wykorzystana dziennikarka przez uzależnionego od narkotyków piłkarza Bayernu Monachium." -to genialny nagłówek na kolejny numer naszej gazety. Mam nawet kilka zdjęć. Niedobrze mi kiedy patrzę na jego twarz. Mam ochotę go zniszczyć, jestem pełna nienawiści.
Otarłam łzy, ubrałam się i pojechałam jak najszybciej do redakcji, wraz z moimi "dowodami". Miałam szczerze, po dziurki w nosie to co mi grozi, kiedy to wszystko opublikuje i podpisze się pod artykułem swoim nazwiskiem i tak już wszystko straciłam.


-Jesteś pewna, że chcesz napisać do końca ten artykuł? -szef niepewnie popatrzył na mnie.
-Tak, jestem pewna. Pewna tak jak nigdy w życiu. -powiedziałam bardzo pewnie.
-No nie wiem... Martwię się, że to może zaszkodzić Twojej psychice, że wrócisz do ośrodka w Dortmundzie. -położył dłoń na moim ramieniu, którą za chwilę strąciłam.
-Niech się pan nie martwi. Nic mi nie może już zaszkodzić. -spuściłam głowę.
-No dobrze, możesz wziąć się za pisanie. Dostaniesz swój upragniony awans. -podał mi dłoń, która delikatnie uścisnęłam, nie miałam już siły.


Teraz nie miałam wyjścia. Zniszczę nie tylko Mario Goetze, ale też jego związek, karierę na którą tak długo pracował. Możliwe, że teraz wszyscy fani Mario mnie znienawidzą, ale co mi mogą zrobić? Nie mam nic do stracenia. Teraz dopiero zaczęłam czuć, że cierpię, bo miałam odwagę iść za tym co chciałam.



******

Siedziałam i patrzyłam przed siebie dopijając już drugą lampkę czerwonego wina, kiedy to jakiś stary facet kleił się do mojej szyi. Joshua siedział jeden stolik dalej, naprzeciwko mnie i patrzył w moje oczy. Tak bardzo chciałabym wiedzieć o czym myślał. Mi bez przerwy nie dawała żyć jego propozycja, na którą chcąc nie chcąc nie zgodziłam się. Tamtego wieczora uniosłam się honorem i grzecznie odmówiłam. Nie mogłam tego zrobić. Nie jestem dziwką, albo nie wiadomo jaką  panią do towarzystwa, a jeszcze jeśli miałby mi płacić, to wolałam zarobić sama, aby pomóc ciężko chorej mamie. Nie byłaby dumna jeśli spędziłabym chociaż jedną noc z tym przystojniakiem w łóżku.
Kiedy zaniosłam pieniądze Holgerowi, Kimicha nie było wśród nas... Pewnie się na mnie obraził, albo po prostu nie chce mnie już oglądać. 


-Dlaczego nie ma Joshui? -popatrzyłam na Holgera, który liczył dzisiejszy utarg.
-Musiał coś ważnego załatwić. Nie spowiadał mi się. -westchnął cicho i dał mi kilka banknotów.
-Dzięki Holgi. -uśmiechnęłam się nieśmiało -To do jutra.
-Do jutra... Tylko ubierz się ładnie! -zaśmiał się.
-Jasne, nie martw się.


Ciągle po głowie szwendały mi się słowa Badstubera "Musiał coś ważnego załatwić". Tylko co? A może to zwykłe kłamstwo, które wymyślił Holger? Pewnie nie chce się ze mną widzieć, bo po prostu się wstydzi, że w ogóle dał mi taką propozycje.
Kiedy weszłam do mieszkania, Maria siedziała obok laptopa i silnie stukała w klawiaturę, obok niej stało pudełko chusteczek, które walały się dookoła niej. Postanowiłam jej nie przeszkadzać, bo wiedziałam, że pytając o powód jej płaczu zmuszę ją do kolejnego płaczu. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego ojca, byłam pewna, że mama nie żyje.


-Nadia? Kochanie? -głos miał raczej radosny -Dziękuje, że załatwiłaś pieniądze na operację mamy. Już jest operowana. Oddamy co do grosza. -dziękował mi jakbym była jakąś zbawicielką.
-Nie ma za co tato... Ale... Ja nie wysyłałam tych pieniędzy. -wydusiłam z siebie.
-Jak to? Dostaliśmy przelew z Monachium. -zdziwił się.
-A możesz sprawdzić tytuł przelewu? -zapytałam zaciekawiona, kto jest tak dobroduszny.
-Poczekaj... -zaszumiało przez chwilę w telefonie, po czym usłyszałam -Joshua Kimmich.


______________________________________________________________

Podsumowując, wszem i wobec XD W następnym rozdziale będzie... Ktoś kogoś coś i ten ktoś kogoś ten. XD
Co do studniówki? Nogi umarły. Mózg ledwo żyje, a Ania się trzyma xD
PS. Więcej nie pije, bo to szkodzi rozdziałom na blogerze.

wtorek, 19 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 7

Minęło kilka tygodni. Nadia coraz lepiej sobie radziła w nowej pracy i otoczeniu, nie miała problemów. Chodziła szczęśliwa, co mnie czasem przerażało. Co drugi dzień, wracała zmęczona do domu, zmywała makijaż i pchała się do mojego łóżka. Przyzwyczaiłam się do tego, bo traktowała mnie jak swój skarb, gdybym ją odrzuciła, zostałaby sama. Czułam, że była niespokojna w nocy, męczyły ją koszmary, budziła się spocona i ze łzami w oczach. Czasem, miałam ochotę wyjść i zapytać Joshuę lub Holgera co jej zrobili. Ona jednak była bardzo skryta, a każde moje pytanie dotyczące chłopców ignorowała, albo przedstawiała w jak najlepszym świetle. Co u mnie? Hmm... Chyba zdobyłam zaufanie Mario. Jest miłym i zabawnym chłopakiem i często żałuję, że muszę go ośmieszyć w jednym z reportaży. Głupio mi, bo wydaje mi się, że go pokochałam. Nie lubię mówić o uczuciach, nigdy nie mogę niczego z siebie wydusić. Nigdy nie powiedziałam Nadii jak bardzo jest dla mnie ważna, że jest jak młodsza siostra, a co dopiero mówić o wyznaniu miłości takiej gwieździe niemieckiej ligi, jakim jest Mario Goetze. Nawet nie mam pojęcia jak to zrobić. Nigdy nie zaznałam miłości, nie miałam prawdziwej rodziny. Wydaje mi się, że już nie może być lepiej, niż jest teraz. Mam wspaniałą przyjaciółkę, Mario z którym popadłam w typowy "friendzone" z którego nigdy nie wyjdę, oraz Holgiego z rodziną, których bardzo szanuję.
Dzisiaj umówiłam się z Mario, mieliśmy się spotkać w parku. Dziwne miejsce, szczególnie, że jest koniec listopada, a ja muszę marznąć na mrozie, czekając na niego. Dlaczego nie założyłam cieplejszej kurtki? Wyglądałabym jak wypchany bałwan, ale chociaż byłoby mi cieplej. No, cóż... Muszę jakoś się prezentować przed Goetze. O wilku mowa, a wilk tu...! Patrzę do niego jak idzie powoli w moją stronę, ubrany w ciemną kurtkę, na szyi miał zawiązany szary szalik. Ale przystojniak! Widać jak na jego ustach maluje się delikatny i uroczy uśmieszek, kiedy mnie zauważył. Przywitał się ze mną silnym uściskiem dłoni. Ah... Zresztą i tak go nie czuję, dłonie mi odmarzły.


-To co Mario? Co będziemy robić? -popatrzyłam na niego, było mi zimno, więc chciałam przejść do rzeczy.
-Zaprowadzę Cię gdzieś, tylko obiecaj, że nikomu się nie wygadasz. Nawet Ann o tym nie wie. -powiedział tajemniczo.
-No, dobrze. -popatrzyłam na niego -Byleby było ciepło. -dodałam.
-Rozgrzejesz się. -zaśmiał się.
-Co masz na myśli Mario?! -zachichotałam.
-Zobaczysz Mary. -uśmiechnął się, a ja się znowu zarumieniłam, gdy usłyszałam jak zdrabnia moje imię.
-No... To już jestem ciekawa... -westchnęłam.


Poszliśmy. Zastanawiałam się przez całą drogę, jaką tajemnicę skrywa Mario, o której nie wie nawet jego dziewczyna. Wtedy odezwała się moja dzika natura dziennikarki. To może być to na co czekałam przez tyle tygodni. Jednak pomyślałam dłużej, przecież mu obiecałam, że się nie wygadam. W głowie miałam teraz taki mętlik, że raczej nikt nie mógłby mi pomóc. Musiałam wybrać, albo stracić dobrze płatną pracę, albo Mario, który był dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Co jakiś czas podczas naszego spaceru spoglądałam na chłopaka, który nie wyglądał na roześmianego, ale na skupionego na swoim zadaniu. Wydaje mi się, że rozmyślał nad tym czy dobrze robi i czy może mi zaufać. W końcu dotarliśmy na miejsce, ku mojemu zdziwieniu naszym punktem docelowym okazała się stara, opuszczona fabryka na przedmieściach Monachium. Nie wiedziałam co mam zrobić, zabrać nogi za pas i uciekać, czy zostać i dowiedzieć się co za sekret skrywa pomocnik Bayernu. Gdy weszliśmy do środka, wokół roznosił się dziwny zapach, jak dotąd mi nieznany. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym było około 14 dorosłych ludzi, kobiet i mężczyzn w młodym wieku. Nie wyglądali na normalnych ludzi, mieli podkrążone oczy, byli wychudzeni, a w ich oczach widziałam obłęd, który mnie zniechęcał do bycia w tym pomieszczeniu. W ten oto sposób znalazłam się wśród bandy narkomanów, a Mario okazał się być jednym z nich.


******


~NADIA~


W to wyjątkowo zimne popołudnie siedziałam sama w mieszkaniu. Maria wyparowała gdzieś na randkę z Mario. Mam nadzieję, że się świetnie bawią, bo ja nudzę się jak stary mops. Moja psychika wariowała, dwubiegunowość wróciła. Miałam wielką ochotę wyjść z domu i rzucić się pod najbliższy samochód. Ogromny natłok myśli nie dawał mi spokoju od wielu dni, ale starałam się to ukrywać przed Marią, Joshim i Holgerem. Słabo mi to wychodziło, bo codziennie budziłam się w nocy i nie dawałam spać mojej przyjaciółce. Gdy postanowiłam zrobić sobie coś do jedzenia, zaczął dzwonić mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojego taty. Odebrałam. Wypytywał mnie co u mnie, jak mi się tu żyje. W końcu wydusił to co miał powiedzieć. Moja mama miała atak i niezwłocznie potrzebna jest operacja, która była bardzo kosztowna. Kiedy usłyszałam ile miałaby kosztować, nogi się pode mną ugięły. Nigdy nie słyszałam o tak wielkiej sumie, a tym bardziej nie widziałam na oczy. Rozłączyłam się, mówiąc ojcu, że postaram się pomóc jak najlepiej potrafię. Nie miałam pojęcia skąd wziąć taką sumę pieniędzy, bo ani ja, ani Maria nie mogliśmy takiej zebrać, nawet w ciągu 10 lat naszej pracy na wysokich obrotach. Jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc był Joshua Kimmich.
Umówiłam się z nim na spotkanie, kulturalna kawa we dwójkę w uroczej monachijskiej restauracji. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy jak najlepsi przyjaciele, w końcu musiałam go poprosić o pomoc.


-Ile chcesz? -popatrzył na mnie, zrobił się bardzo poważny.
-Dokładnie tyle... -napisałam mu na serwetce sumę.
-Mhm... Nie ma sprawy, ale... -zastanowił się przez moment -Co ja z tego będę miał?
-Nie wiem... Przepraszam że w ogóle zapytałam. -spłoszyłam się.
-Dam Ci je, pod jednym warunkiem. -popatrzył w moje oczy.
-Joshi, oddam Ci wszystko. Nie martw się. -zapewniałam go.
-Nie o to mi chodzi. -machnął ręką.
-A o co? -popatrzyłam zdziwiona.
-Jeśli spędzisz ze mną jutrzejszą noc, to pieniądze prześlę nawet dzisiaj. -powiedział patrząc na mnie surowym wzrokiem.


__________________________________________________________


Nie spodziewaliście się takiej akcji? XD W sumie... Ja też nie :3
To do niedzieli, albo piątku, bo w sobote 100dniówka.. XD 

niedziela, 17 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 6

Musiałam się porządnie wziąć w garść, Maria sama nie zarobi na mieszkanie i jedzenie, jestem jej winna pomoc. Zgodziłam się na układ z Holgerem i Joshuą. Nie ukrywali swojej euforii z tejże racji. Postanowiliśmy od razu przystąpić do działania, Holger od razu poinstruował mnie jak mam się zachowywać i co najważniejsze na kogo zwracać uwagę. Wydaje mi się, że ich celem byli faceci w wieku powyżej 40 lat, bogaci, z obrączką na palcu i powiązani z światem przestępczości. Szczerze, nigdy bym się nie spodziewała, że tak bogaci piłkarze Bayernu, jeszcze sobie dorabiają w taki sposób. Cóż, może to było ich takie hobby? Dobrze, że jednak moje hobby nie jest tak skomplikowane jak ich.
Wieczorem, ubrałam się w najlepsze ubrania jakie miałam. Obcisłą, czerwoną sukienkę z sporym dekoltem, która podkreślała moją talię i wysokie ciemne szpilki. Gdy wychodziłam spojrzałam na kanapę, na której siedziała Maria i wesoło trajkotała przez telefon z Mario Goetze, z którym wydaje mi się, że coś było na rzeczy. Jedno mnie zastanawiało, co będzie później? Ośmieszy go w gazecie i co? On jej tego nie wybaczy.
No dobrze, teraz pozostało mi się skupić na nowej pracy i tym, aby nie zrobić sobie krzywdy w tych nowych szpileczkach i nie stać się pośmiewiskiem.
Weszłam do klubu, ludzie odwracali się za mną, gdziekolwiek poszłam. Czułam się dziwnie, ale wyjątkowo dobrze, pierwszy raz ktoś zwrócił uwagę na kopciuszka, jakim zawsze byłam. Non stop ktoś mnie obserwował, tak chyba wiem kto. To mój nowy ochroniarz. Joshua stoi pod ścianą i bacznie mi się przygląda, tak mu przystojnie w tym garniturze, z chęcią bym mu się oddała, a nie tym staruchom, od których śmierdziało forsą. Usiadłam obok jednego z nich, miło rozmawiałam, upijałam go gorzkim alkoholem. Kompletnie nie wiedziałam jak wyciągnąć z niego pieniądze, boże przecież ja się na tym nie znam.


-Pociąga mnie w Tobie, Twój idealny uśmiech. -wyszeptał mężczyzna.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się jak najbardziej naturalnie i nalałam mu jeszcze trochę alkoholu.


Wtedy spojrzenie niebieskich oczu Kimmich'a skierowało się na mnie, chyba to już czas, aby mu zabrać pieniądze i się zmyć czym prędzej. Popatrzyłam na pijanego faceta, który tulił się do mojego ramienia. Pomyślałam sobie... "Wkrótce będzie po tobie, jeszcze jednemu frajerowi przyjdzie zapłacić za myślenie, że jestem tą jedyną, wielu mężczyzn nie potrafiło się mi oprzeć, schwytani przez moją śmiałość, trzymaj się z dala ode mnie, bo stracisz kontrolę." Zaprowadziłam go do taksówki, on podał mi swój gruby portfel i kazał mi zapłacić taksówkarzowi, jeszcze zanim wyruszyliśmy. Dałam uczciwie dwa banknoty taksówkarzowi i przy okazji, zrobiłam to czego oczekiwał ode mnie Badstuber i Kimmich. Wyjęłam z portmonetki resztę kasy i opuściłam auto, zostawiając starego, upitego mężczyznę samego z taksówkarzem i pustym portfelem.
Chwilę potem czekałam na Joshuę, który śmiało podszedł do mnie i mocno przytulił, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, chyba się o mnie martwił. Na samą myśl o tym zarumieniłam się i dałam mu cały dzisiejszy zarobek.


-Jak się czujesz? Wszystko ok? Nic Ci nie zrobił? -popatrzył na mnie.
-Wszystko ok Joshi. -uśmiechnęłam się.
-To dobrze, Holgi czeka na nas w środku. -objął mnie ramieniem.


Dziwnie się czułam, kiedy mnie obejmował. Nigdy mnie nie obejmował chłopak, a w szczególności taki, który mi się podoba. Poczułam się jak w rodzinie, oni chyba nie chcieli mi zrobić krzywdy, tak jak myślałam wcześniej. Holger siedział wygodnie na skórzanej sofie i cieszył się jak dziecko, kiedy zobaczył ile mu pieniędzy przynieśliśmy.


-No! Jestem z was dumny. -uśmiechnął się zadowolony.
-Dziękujemy, ale to głównie zasługa naszej Nadii. -usiedliśmy obok Holgera.
-Zaraz podzielimy pieniądze, oczywiście nasza pszczółka dostanie najwięcej. -postanowił.
-Dziękuje Holgi. -uśmiechnęłam się dumna z siebie. -Ale co z tym facetem? Co jak wytrzeźwieje i zgłosi to na policję? -dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
-Wtedy sam oddałby w łapy policji. -popatrzył na mnie Joshua. -Poza tym kasy ma u siebie w domu jak lodu. -machnął ręką.
-Zapomnij o nim mała. -poradził mi Holger, klepiąc mnie po plecach.


Postanowiłam zapomnieć o tym obleśnym facecie, który jeszcze niedawno, wychwalał mój uśmiech. Dostałam swoje skromne 500 Euro i mogłam wracać do domu. Było już długo po północy i bardzo ciemno, więc Kimmich ofiarował się mnie podrzucić do domu swoim samochodem.


-A jak tam Twoje wysłużone autko? -kierował autem i próbował nakłonić mnie do rozmowy.
-Po naszej stłuczce, czeka w garażu na naprawę. -westchnęłam, ciężko mi rozmawiać o pieniądzach z nim.
-Jeszcze go nie naprawiłaś? Może potrzebujesz kasy? Pożyczę Ci. -zaoferował swoją pomoc.
-Nie dziękuję. -uniosłam się honorem. -Nie potrzebuje Twoich pieniędzy.
-Tak, wiem. Mam sobie je wsadzić w dupę. -zaśmiał się, gdy przypomniał sobie naszą pierwszą kłótnię.
-Dokładnie. -potwierdziłam skinieniem głowy.
-Kiedyś będziesz ich potrzebowała, to wtedy zobaczysz. -prychnął -Wtedy nie będę tym samym Joshim za jakiego mnie masz. -westchnął, jakby miał jakiś ukryty sekret.
-Na pewno nie będę ich potrzebować. -zapewniłam -Zatrzymaj się, ja tu wysiadam. -zażądałam.
-Zgoda koteczku. -zaśmiał się.


Wysiadłam kulturalnie z auta, żegnając się z Joshuą i poszłam powoli w stronę swojego mieszkania. Jechał za mną, a kiedy odwróciłam się w jego stronę, zgasił światła w swoim aucie, otworzył okno i krzyknął z niego.


-No idź! Chronię Cię! -zaśmiał się.


Wariat! To pierwsze co sobie o nim pomyślałam. Wolałam już niczego mu nie odkrzykiwać, pokazałam mu tylko środkowy palec i szybko pobiegłam do swojego mieszkania. Kurczę, ale on jest uroczy.

_________________________________________________________


No to napisałam. A to dopiero początek, tak namieszam, że Maria i Nadia nie usiądą na tyłku, a wy nie raz mnie zabijecie :D
+zemszczę się za Sophie Dominiko.

wtorek, 12 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 5

Jestem Maria. Radość, to prawdziwe znaczenie mojego imienia. Oczko w głowie swojego ojca Jana. Część serca mojej matki Anastazji. Gdy miałam pięć lat, oboje zginęli w wypadku samochodowym. Nie pamiętam tego. Potem trafiłam do rodziny zastępczej. Po roku zabrali mnie stamtąd, miałam żyć w szczęściu, bogactwie i miłości wśród mojej nowej rodziny. Ja Maria. Jednak nikt nie zna do końca prawdy. Nie jestem osobą, którą widzą. Staje się coraz słabsza, moje serce umiera. Wokół mnie szaleje potężna burza. Stoję samotna w obliczu toczącej się wojny. Na moich oczach ludzie tracą życie, kończy się życie. Obietnice zostają spełnione albo łamane. Obok mnie przepływa życie pełne bogactwa i splendoru. Choć me usta milczą, wewnątrz mnie szaleje silny sztorm. Nikt się nie pyta o stan mojego serca. Tak jak u wszystkich kobiet, również moje serce skrywa pewne tajemnice, które pewnego dnia chciałyby ujrzeć światło dzienne. Moje sekrety czekają na dzień, w którym zostaną głośno wypowiedziane, aż zwątpisz w swoich najbliższych. Czasem jeden sekret potrafi zmienić całe życie człowieka. Na zawsze.
     Dziś idę, idę z wysoko podniesionym czołem, tylko po to, aby zdobyć to na czym mi zależy. Zdobędę to, jego zaufanie i jego serce.
     Dostałam informację o tym, że go spotkam w klubie, teraz, gdy Ann wyjechała do Stanów, jest moja szansa. Pomogę mu zapomnieć o niej. Weszłam do środka, rozejrzałam się. Nie było go. Popatrzyłam na zegarek, dopiero za pięć dwudziesta. Postanowiłam spocząć na pobliskiej, ciemnej sofie.
Martwiłam się, co się dzieje z Nadią, byłam świadoma, że wpakowałam ją w kłopoty, ale nie mogłam inaczej. Ta praca da jej pieniądze, których obie potrzebujemy, a to, że Joshua i Holger będą z nią pracować to dobrze, ufam im. Nie zrobią jej krzywdy. Może, nawet coś z tego będzie? Widzę jak moja kochana Nadia czerwieni się na dźwięk jego imienia. Niech to dobrze przemyśli, nie będę jej przeszkadzać.

    W końcu przyszedł. Wertuję za nim wzrokiem, kieruje się prosto do baru, jest sam, zamawia whisky z colą. Cóż, nie przepadam za whisky, strasznie mnie po tym alkoholu boli głowa, nawet po najmniejszej ilości, ale czego się nie robi, aby osiągnąć swój prawdziwy cel jakim jest Mario Goetze. Powoli wstaję i ponętnie kieruję się w jego stronę. Faceci za mną się oglądają, a może jednak nie mam najgorszego tyłka? Zaśmiałam się sama do siebie pod nosem i kontynuowałam swój marsz w jego kierunku. Usiadłam obok niego, rzucił na mnie okiem i delikatnie się uśmiechnął. Chyba zwróciłam na siebie uwagę! Zamówiłam to samo co on, licząc się z tym co mnie jutro czeka, czyli wielkim bólem głowy, nie kacem, tylko migreną. Postanowiłam pierwsza zagadać, bo on nie wyglądał na takiego, który pierwszy zaczyna rozmowę.


-Cześć przystojniaku, co tutaj taki kociak jak Ty tutaj robi? -sama nie wierzyłam jak mogłam coś tak głupiego powiedzieć.
-Cześć... -chyba zastanawiał się nad tym co powiedziałam -Przyszedłem się zabawić z taką laską jak Ty. -puścił mi oczko.


Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a ja bardziej czymś przypominającym brechtanie się szczerbatego konia. Chyba się zaśliniłam jak zwykle, jemu to nie przeszkadzało, podał mi nawet chusteczkę, w przeciwieństwie do Nadii, która śmiała się ze mnie. Rozpoczęliśmy dość długi dialog, rzucaliśmy żartami, czasem się przekomarzaliśmy, ale za chwilę dogadywaliśmy się. Było świetnie, ta rozmowa poprawiła mi humor. Kilka minut po północy zrobiłam się bardzo śpiąca, musiałam już wracać do domu.


-Ojej... Już chyba muszę się zbierać. -popatrzyłam na zegarek.
-Już? Przyjemnie mi się z Tobą rozmawiało, może dasz się chociaż odprowadzić do domu? -zaproponował.
-To dość daleko. -posmutniałam -Ale jeśli chcesz... To chodź. -uśmiechnęłam się.
-Ok. -podniósł się i pomógł mi założyć płaszcz.


Po opuszczeniu lokalu, powoli szliśmy ciemnymi uliczkami Monachium. Mario był w świetnym humorze, chyba zakochałam się w jego anielskim uśmieszku. Sypał swoimi sucharami. 


-Dlaczego taboret ma depresje? -chyba nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Nie wiem. Dlaczego? -popatrzyłam zaciekawiona na niego.
-Bo nie ma oparcia! -zaśmiał się głośno.
-Oh... Hahaha! -wybuchnęłam śmiechem.
-Niezłe nie? -uśmiechnął się przesłodko.
-Tak, świetne. -popatrzyłam mu w oczy -To już tutaj. -stanęliśmy pod moim blokiem.
-Naprawdę? Szybko zleciała nam ta droga. -westchnął i rozejrzał się wokół.
-Mhm... -kiwnęłam głową -To do widzenia Mario. -szepnęłam nieśmiało.
-Do zobaczenia Mary. -zdrobnił moje imię.


Zmieszałam się przez chwilę, popatrzyłam w jego ciemne oczy, które były takie pełne dobroci i ciepła, którego od zawsze mi brakowało. Spuściłam wzrok i czym prędzej poszłam na górę, już nie patrzyłam czy zwraca na mnie uwagę, czy może już sobie poszedł. Weszłam do mieszkania, zamknęłam szybciutko drzwi, oparłam się o nie, przegryzając delikatnie wargę i myśląc o jego cudownych oczach i boskim uśmiechu.
    Nagle usłyszałam ledwo słyszalne szlochanie z pokoju Nadii, weszłam do środka, ta natychmiast schowała się pod koc i udawała że śpi, ja jednak kucnęłam obok niej i delikatnie wytarłam kciukiem spływającą łzę z jej policzka.


-Nie płacz, słoneczko. Co się stało? -zapytałam troskliwym głosem.
-Nie wiem co mam robić. -szepnęła -Powinnam była tu nawet nie przyjeżdżać. Teraz tego wszystkiego żałuję, chcą mnie wykorzystać. -otworzyła swoje smutne, ciemne oczka.
-Nikt Cię nie wykorzysta. Obiecuję Ci to. -popatrzyłam jej w oczy, które nadal łzawiły -Przestań płakać. Musisz się wyspać słońce.
-Będziesz przy mnie? -szepnęła, zawsze pytała mnie o to samo w ośrodku, kiedy płakała.
-Na zawsze. -położyłam się obok i przytuliłam ją.
-Piłaś whisky? -wyczuła ode mnie alkohol.
-Śpij już. -zaśmiałam się cicho.


______________________________________________________________


Dodaje dzisiaj, bo mnie ten wątek męczył w snach xD Poza tym w sobotę mam wizytacje księdza ;c Tzw.kolędę -.- Ale w niedziele, może coś wydziergam ^^ Zresztą to już od was zależy :3

sobota, 9 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 4

Rozwiesiłam już ogłoszenia wszędzie gdzie tylko mogłam, teraz pozostało mi czekać, aż ktokolwiek się odezwie, mam nadzieję, że niedługo znajdę tą swoją wymarzoną pracę i nie będę żyć na rachunek Marii, która i tak ledwo wiąże koniec z końcem.
Całe popołudnie przesiedziałam nad robieniem obiadu dla naszej kochanej dziennikarki, która dzisiaj poszła na jakieś ważne spotkanie w pracy, wydaje mi się, że akurat teraz wróciła.


-O już jesteś! -uśmiechnęłam się do niej kiedy zdejmowała płaszcz.
-Znalazłam dla Ciebie pracę, mam nadzieję, że się cieszysz. -weszła do kuchni i zaczęła patrzeć po garnkach.
-Naprawdę? Jesteś boska! Gdzie? -popatrzyłam na nią zaciekawiona.
-Masz się spotkać na rozmowę w pobliskiej restauracji dzisiaj wieczorem. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz i pójdziesz się spotkać. -westchnęła szukając czegoś w lodówce.
-Nie martw się. Czego szukasz?
-Czegoś do jedzenia, jestem głodna. -powiedziała smutno.
-Ojej, moja anorektyczka zgłodniała? Siadaj, zaraz podam, dziś moje danie popisowe. -zaśmiałam się.
-Niech zgadnę? Makaron z sosem? -usiadła przy stole.
-Skąd wiesz? -udałam zdziwioną.
-Czuć w powietrzu spaleniznę, chyba z czymś się męczyłaś, ale Ci nie wyszło jak zawsze. -wzruszyła ramionami.


Przyznałam jej rację, marna ze mnie kucharka, mam nadzieję, że znajdę przystojnego kucharza i nie zginę z głodu, ale się starałam, więc nikt mi nie zarzuci, że nic nie robiłam całe popołudnie. Nałożyłam współlokatorce jedzenie na talerz, a potem zasiadłyśmy do posiłku. Bardzo zżerała mnie ciekawość jaką pracę mi znalazła moja kochana przyjaciółka.


-Możesz mi zdradzić jaką pracę mi znalazłaś? -popatrzyłam na nią.
-Dowiesz się w swoim czasie. -odpowiedziała chłodno.
-To chociaż powiedz jak mi ją załatwiłaś. -próbowałam coś z niej wyciągnąć.
-Przez znajomości, więc bądź miła dla Holgera. -szepnęła -A i nie zrób z siebie wariatki. -dodała.
-Holgera Badstubera? -sama nie zauważyłam jak moja buzia się otworzyła z wrażenia.
-Tak, tego Badstubera. -westchnęła bez emocji -To mój dobry znajomy.
-Czemu mi się nie pochwaliłaś wcześniej taką znajomością? -zdziwiłam się jej brakiem optymizmu.
-Dlaczego miałabym się chwalić? -spiorunowała mnie swoim wzrokiem.
-No wiesz... Przystojny jest. -puściłam jej oczko.
-I zajęty od kilku lat, poza tym ma żonę i dziecko. -piła wodę ze szklanki.
-Ah... Rozumiem. -moje emocje drastycznie opadły.


Nie odzywałam się już więcej, było widać po twarzy Marii, że nie jest zadowolona z tego co się ostatnio dzieje. Wydaje mi się, że wszystko zaczęło ją powoli przerastać, może to przez ten wywiad z Mario. Wiedziałam, że to jeden z tych wywiadów, przez które jej kariera mogła dosięgnąć dna, ale jeśli jej się uda, wtedy wszystko stanie przed nią otworem. Byłam dla niej pełna podziwu, że sobie tak radzi. Cały czas myślała nad tym jak go podejść, aby poznać jego sekrety, a jedyną taką drogą, jest to, aby jej zaufał, a że Maria należała do ludzi, którzy dostają tego czego chcą, to byłam pewna, że uda jej się go tak urobić, że sam będzie żałował tego, że ją poznał.
Nadszedł już wieczór, założyłam swoje ukochane spodnie, białą bluzkę i ciemne szpilki, włosy, za namową Marii rozpuściłam. Kiedy założyłam płaszcz, moja przyjaciółka stała w progu pokoju i patrzyła na mnie, jakbym szła na wojnę i miała z niej nigdy nie wrócić. Podeszła do mnie i mocno przytuliła, po czym wyszeptała do mojego ucha...


-Trzymam za Ciebie kciuki Amosarska. Nie odmawiaj ani nie przyjmuj propozycji od razu, tylko daj sobie czas, aby to przemyśleć.


Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, przecież idę się starać o tą robotę, a nie ją odrzucić. No, sama już w końcu nie wiem w co ona mnie wciąga i na co mam się przygotować, ale wiem, że Maryśka nie jest z tego zadowolona. "Oj Nadia w co Ty się pakujesz?" -ostrzegała ciągle moja podświadomość.
   Postanowiłam się wyluzować i bez stresu pojechałam do tej restauracji, było już dość ciemno, latarnie oświecały mi drogę, a ja ciągle myślałam w jakie ciemne intereski mnie wciąga moja kochana współlokatorka i jej znajomy, obrońca Bayernu Monachium. Zaparkowałam obok budynku i niepewnie weszłam do lokalu, rozejrzałam się w poszukiwaniu czupryny Holgera. Zaraz moje oczy namierzyły go i to nie samego, siedział w towarzystwie tego, który na pewno w myślach już mnie miliony razy wyzwał od wariatek. Tak, to Joshua Kimmich. Nie powiem, teraz zaczęłam się wahać, czy podejść do nich, czy zwyczajnie nawiać. Jednak pomyślałam o Marii, zawiodłabym ją gdybym teraz spanikowała i uciekła ze spotkania, które ona tak długo przygotowywała i umawiała. Dlatego też podniosłam wysoko głowę i poszłam w ich stronę, stanęłam obok, co prawda, ledwo się trzymałam na nogach, bo nie codziennie wpadam na dwóch piłkarzy w potencjalnej restauracji.


-Dobry wieczór, panie Badstuber, byliśmy umówieni. -powiedziałam zdecydowanie za pewnie jak na siebie.
-Pani Nadia Amosarska? -popatrzył na mnie, chyba obaj mnie zeskanowali wzrokiem.
-Zgadza się. -przełknęłam ślinie, mam nadzieję, że tego nie słyszeli.
-Proszę usiąść. -uśmiechnął się do mnie Holger. -Już wątpiliśmy, że przyjdziesz, wybacz, ale będę się do Ciebie zwracał na "Ty", zgadzasz się?
-Jasne, ale nie wiem co na to pan obok. -popatrzyłam podejrzliwie na Joshuę, przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę.
-Zgadzam się. -zaśmiał się nieśmiało, chyba mnie już skojarzył.
-Znacie się? -zdziwił się Badstuber.
-Mieliśmy okazję bardzo dobrze się poznać. -Josh poparzył na mnie i puścił mi oczko.
-Oszczędźcie sobie flirty, tak będzie dla nas najlepiej. -zgasił nasze zapały poważny Holger.
-No, to co to za propozycja? -zapytałam bardzo ciekawa, próbując nie zwracać uwagi na Kimmicha.
-Widzę, że Maria jeszcze Ci nie powiedziała i zostawiła to nam. -westchnął -To delikatna sprawa... -szepnął po czym przeszedł do szczegółów.


Badstuber zaczął mi wszystko powoli tłumaczyć, o tym, że oszukują ludzi na pieniądze, a nawet nie ludzi, tylko bardzo bogatych i zamożnych mężczyzn, którzy przychodzą do barów szukając pocieszenia u młodych dziewczyn. Oczywiście nie wiedziałam co o tym mam sądzić... Miałabym być prostytutką? Chcieli mnie upokorzyć i wykorzystać? O nie! Nie mogłam się na to zgodzić, nie będę się puszczać za kasę. Taka była moja decyzja, ale przypomniałam sobie słowa Marii, zanim poszłam na tę rozmowę.


-Mam się oddawać za pieniądze? Tak? -popatrzyłam na nich lekko oburzona.
-Nie. -odpowiedział Joshua. -Chodzi nam tylko o hajs, nic więcej. Nie będziesz robiła z nimi seksu. -odpowiedział stanowczo.
-To jak niby mam wyciągać z nich kasę?
-Zależy nam tylko na klientach, którzy są mafiozami. Będziesz ich spijać i wyciągać pieniądze, nic więcej. -tłumaczył Holger.
-A co jeśli oni będą chcieli czegoś więcej niż tylko towarzystwa? -szepnęłam niepewnie.
-Będziesz miała ochronę, Joshua będzie przy Tobie cały czas. -zapewniał.
-Nie wiem, będę musiała to przemyśleć. -wstałam z krzesła -Jak mam wam dać odpowiedź?
-Masz tu wizytówkę. -podał mi kartkę Kimmich i przesłodko się do mnie uśmiechnął, do końca życia nie zapomnę tego uśmiechu.
-Dzięki. Do widzenia. -schowałam ją do jeansów i powoli udałam się do wyjścia.


_____________________________________________________________

No, to koniec sielanki, Ania wzięła się za prawdziwe pisanie :D
Widzimy się w tygodniu, albo dopiero w weekend :)

środa, 6 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 3

~MARIA~


Jak ona mogła nie rozpoznać Joshui Kimmicha? No jak? Rozumiem, dziewczyna była w sporym szoku, po stłuczce z pomocnikiem Bawarczyków, ale chyba tylko ona może go nie rozpoznać na ulicy i wydzierać się na niego. To byłby bardzo dobry materiał na reportaż o piłkarzu, który chce przekupić dziewczynę z którą się stłukł, ale oczywiście mam współlokatorkę, która jest kretynką.
No dobrze, skończyłam pisać ten wywiad, który muszę przyznać, że wyszedł mi nawet nieźle ze względu na ciekawe pytania, chyba najlepszy wywiad w mojej kilkumiesięcznej karierze dziennikarskiej. Zgrałam wszystko na pendrive i mogę chwilę odpocząć, zanim pójdę do agencji. Ale zgłodniałam, zapytam Nadię, może jest głodna.


-Naduś? Jesteś głodna? -weszłam do jej pokoju, a ona się rozpakowywała.
-Z chęcią, a co masz? -popatrzyła na mnie.
-Kanapki z serkiem topionym. -zaśmiałam się.
-Ok, za chwilę przyjdę. -kończyła rozpakowywać się.


Weszłam do kuchni, odłożyłam pendrive na jedną z szafek kuchennych i zaczęłam robić kanapki, gdy zrobiłam ich dość sporo, dostałam esemesa od szefa, który chciał wiedzieć jak mi idzie wywiad, odpisałam, że wszystko ok i dzisiaj go dostarczę. Zawołałam Nadię i rozejrzałam się w poszukiwaniu nośnika danych, na którym miałam swój drogocenny wywiad. Popatrzyłam na szafkę na której, dałabym sobie rękę uciąć, położyłam go, ale go nie było.


-Nie brałaś gdzieś mojego pendriva? -popatrzyłam na dziewczynę, która delektowała się kanapką.
-Nie, a co? Zgubiłaś? -zaśmiała się.
-Położyłam go na szafce i gdzieś zniknął. -szepnęłam.
-Masz jakieś zaniki pamięci kochanie. -uśmiechnęła się do mnie.


No kurczę, przecież wiem że był tu gdzieś przed chwilą, nie ma nóżek, żeby sobie poszedł. Może go jednak zostawiłam przy laptopie, wróciłam do pokoju, ale go też tam nie było. W końcu Nadia zawołała mnie do kuchni, znalazł się, był cały oblepiony serkiem topionym. Chyba przez moją nieuwagę włożyłam go pomiędzy bułki.


-No, nie wiem jak to chcesz wytłumaczyć, ale mało nie zjadłam Twojego cudeńka. -westchnęła trzymając mojego pendriva w dłoni.
-Kurde mol... Widocznie się zagapiłam. -zrobiło mi się głupio, a moja twarz jak zawsze zalała się rumieńcem.
-Wybacz, ale trochę Ci go nadgryzłam. -zaśmiała się, zawsze tryskała swoim optymizmem, a ja to wzięłam za żart.


Wzięłam go do ręki i poszłam szybko go doczyścić, przecież nie mogę dać szefowi nośnika pamięci oblepionego serkiem i masłem, wziąłby mnie za kretynkę, zresztą tak dłużej pomyśleć to naprawdę się dobrałyśmy i ja i moja kochana Nadia jesteśmy idiotkami. Zauważyłam na nim wygryziecie się zębów mojej koleżanki, przyznaję, że zęby to ona ma  chyba z tytanu, ale dobrze, że go nie zżarła mała zołza, bo teraz byśmy jechały na płukanie żołądka, a mój wywiad diabli, by wzięli.
Popatrzyłam na zegarek, było już kilka minut po czternastej, jeśli chcę zdążyć na autobus do agencji to muszę przyśpieszyć, złapałam w ostatniej chwili kanapkę, już bez niespodzianki, założyłam kurtkę i ruszyłam na zewnątrz. Nie było aż tak przesadnie zimno jak myślałam, ale zbierało się na deszcz. Jak dobrze, że mam kaptur, chociaż teraz mogę się czuć wygraną, kiedy wchodzę dumna do biura naszej gazety. U progu już mnie wita Otylia, która pozbawia mnie kurtki, a ja  idę powoli do gabinetu mojego pracodawcy. Zapukałam delikatnie do gabinetu, aby nie wbijać jak głupia wariatka. Szef wita mnie gorącym uśmiechem i nakazuje mi usiąść, co robię z największą przyjemnością usadawiając swój tyłek na puszystym fotelu. Wręczam mu swojego pendriva, zarazem modląc się o to, aby nie zauważył tego, że owy przenośnik pamięci jest troszkę nadgryziony, przez moją kochaną współlokatorkę. Uff... Chyba nie zauważył.


-Dziękuję panno Ćwiklińska za niesamowicie dobry materiał. Spisała się pani na medal, zresztą jak zawsze. -powiedział dumny ze mnie.
-Miło mi to słyszeć szefie. -powiedziałam bardzo pewna siebie.
-Mam dla pani kolejne zadanie. -popatrzył na mnie, był bardzo poważny.
-Kolejny wywiad? Zamieniam się w słuch. -powiedziałam otwarcie i jak zawsze z gotowością.
-Wywiad z Mario Goetze. -wstał z fotela i podszedł do dużego okna.
-Łatwizna. -machnęłam ręką.
-To już nie jest zabawa pani Mario. Tym razem potrzebujemy dociekliwości z pani strony i upartości w dążeniu do celu, innymi słowy... Nie może pozostać na nim suchej nitki. Wywleczemy wszystkie jego ciemne sprawki na wierzch. Rozumiemy się? -popatrzył na mnie, nawet nie mrugnął okiem.
-Rozumiem. Ale jakie ciemne sprawki? -zdziwiłam się.
-Już się pani sama o tym dowie, pani Ćwiklińska. Jeśli pani się uda to panią awansuję, a jeśli nie to możemy się pożegnać. Wchodzi w to pani? -wyciągnął ku mnie dłoń.
-Wchodzę. -ścisnęłam jego dłoń.


No to panie Goetze, bój się mnie, dam Ci tak popalić, że nie wyjdziesz z tego.



******

~NADIA~



Postanowiłam przejrzeć ogłoszenia o pracę, było ich dość sporo, ale żadne z nich nie spełniało moich oczekiwań. Praca spawacza? Mechanika? Nie, nie nadaję się do tego, przecież jestem dziewczyną. Żeby być w tak ogromnym mieście i żeby nie było pracy dla byłej tancerki? A może otworzę szkołę tańca, albo dam jakieś kursy? Nie, to kosztowne, a mnie nawet nie stać, aby zreperować mój samochód po ostatniej stłuczce. Ah... Jakie to było urocze, jakie te jego oczy są piękne, teraz ciągle będą mi się śniły po nocach. Ale nie! Nie zakochałam się i on mi się nawet nie podoba, poza tym jaka jest szansa, że go jeszcze spotkam? Przecież to piłkarz, a ja? Bezrobotna tancerka, która nie ma pieniędzy, aby naprawić swoje auto. Chyba jutro udam się do pośredniaka i porozwieszam jakieś ogłoszenia, to powinno pomóc. Maria sobie jakoś radzi, to ja sobie nie poradzę?
O wilku mowa! Akurat wróciła, chyba spodobał się jej wywiad, bo sobie gwiżdże pod nosem, jak dobrze, że nie śpiewa, boże jaki ona ma skrzeczący głos.


-I jak? -zawołałam do przyjaciółki.
-Świetnie i dostałam nowe zadanie, wywiad z Mario. Jestem w siódmym niebie. -rozłożyła się szczęśliwa na moim łóżku.
-Z Mario? Może go w końcu poderwiesz kocico? -zaśmiałam się.
-Może... Ale najpierw zrobię z nim taki wywiad, że głowa mała. -usiadła na łóżku -A Ty dalej pracy szukasz? -popatrzyła na mnie.
-Tak, ale nie ma niczego dla mnie. -wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Popytam, może coś dla Ciebie znajdę, tancerko. -poczochrała moje włosy.
-Dziękuję, jesteś kochana. -uśmiechnęłam się.
-Jak się dorobisz, to wtedy mi się odwdzięczysz i odkupisz mi pendriva. -obie wybuchnęłyśmy śmiechem.


____________________________________________________


To z pendrivem to historia oparta na faktach xDD Tak, Ania pożera pendrivy, bo siostra je ciągle gubi :D
Postaram się coś dodać w weekend, bo wasza pseudo-pisarka będzie się uczyć do matury ^^
Buziaki :*

poniedziałek, 4 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 2

Udało mi się, jestem w Monachium. Po tych sześciu godzinach jazdy jestem potwornie zmęczona, teraz tylko muszę się dostać do centrum miasta, gdzie mieszka Maria. Dlaczego ona musi mieszkać akurat w centrum, a ja muszę się przeciskać w korkach w godzinach szczytu? Denerwujące? To mało powiedziane. Kurczę, jakiś wariat na mnie trąbi, chyba mu zjadę z drogi, widocznie się śpieszy, nie to co ja i moje cudowne autko. Szczerze? Słabo się orientuje w Monachium.
   O nie! Tylko nie to... Ktoś we mnie wjechał. Zaraz dostaniesz ode mnie burę, piracie drogowy. Zjechałam na pobocze i wyszłam z samochodu obejrzeć szkody jakie mi wyrządził, on zrobił to samo, ponieważ poharatałam go trochę w odwecie.


-No i widzisz co narobiłeś! Baranie! -nakrzyczałam na niego.
-Przepraszam, ale sama jesteś tego winna. Strasznie wolno jeździć swoim gruchotem. -odpowiedział nieznajomy, który jednak kogoś mi przypominał, ale kompletnie nie wiem kogo.
-Tylko nie gruchotem! -pogładziłam maskę swojego samochodu, a on popatrzył na mnie jak na wariatkę.
-Nie gruchotem?! Ile ten samochód ma lat? Trzydzieści? -zakpił sobie ze mnie.


Co to, to nie! Nie zgadzam się, żeby jakiś idiota śmiał się ze mnie i mojego kochanego i jakże wysłużonego autka. Szybko wyliczyłam ile moje audi ma lat, odjęłam od 2016 roku, datę produkcji mojego cudeńka i szybko odpowiedziałam przygaszając jego zapał.


-Wypraszam sobie! Ma dokładnie 28 lat, więc oszczędź sobie te uwagi. -prychnęłam.
-Ah tak? Strasznie pyskatą ma właścicielkę. -zaśmiał się.
-Nie jestem pyskata. -syknęłam na niego -W porównaniu do Ciebie jestem o wiele milsza. -podniosłam dumnie głowę.
-Doprawdy? Nie znasz mnie przecież, poza tym... -zamyślił się chwilę -Od kiedy jesteśmy na "Ty"?


Teraz to mnie zacięło, kompletnie nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Mam go przeprosić? O nie, nigdy w życiu, to on ma mnie przepraszać za tą stłuczkę i za to jak się do mnie zwraca. Co prawda to ja zaczęłam się wyżywać na nim, ale cóż nikt nie jest idealny, nawet on. Chociaż przyznam, że ma piękne oczy...


-No cóż panienko. -uśmiechnął się do mnie -Zapłacę za to co Ci wyrządziłem i Twojemu staremu autku. -wyciągnął portfel z kieszeni, który miał wypchany grubymi pieniędzmi.
-Nie, nie potrzebuję pańskich pieniędzy. -odwróciłam się od niego i poszłam w stronę swojego samochodu.
-Poczekaj! Ej panna! -złapał mnie za ramię.
-Powiedziałam już, nie chcę ich. Wsadź sobie je w dupę. -syknęłam wsiadając za kierownicę.
-Potrzebujesz, to moja wina. Przepraszam. -wydukał, kiedy stał obok mojej uchylonej szyby.


Zanim wyciągnął wartościowy papierek z swojego skórzanego portfela, zdążyłam dodać gazu i odjechać. Widziałam jeszcze w lusterku jak stał i pokręcił głową, chyba był szczerze niezadowolony. Cóż, ciekawa jestem co sobie pomyślał, pewnie teraz wyzywa mnie od wariatek, a zarazem wyśmiewa ze swoimi równie bogatymi kolegami. Tylko wjechałam do Monachium, a już zdążyłam się upokorzyć. "Brawo Nadio" -krzyczała moja podświadomość -"Jesteś taka żenująca". Kurczę, ale jakbym skądś kojarzyła tą mordkę. To chyba dziś nie da mi spokoju.
   No, w końcu dojechałam na miejsce, co prawda z małym opóźnieniem, ale myślę, że Maria będzie zdolna mi to wybaczyć. Zaparkowałam obok budynku, gdzie znajdowało się teraz nasze wspólne mieszkanie. Wyjęłam z bagażnika rzeczy i powoli poszłam na 2 piętro, do mieszkania numer 13. Zresztą co mnie dzisiaj może gorszego spotkać niż ta stłuczka z przystojnym nieznajomym? Maria czekała już na mnie w drzwiach. Cholernie się za nią stęskniłam, przez ostatnie miesiące chyba znowu schudła, może to przez stres? Jednak jej śliczne, długie, ciemne włosy były nadal, tak bardzo idealne jak kiedyś. Gdy podałam jej swoją torbę, bałam się że jej chudziutkie nadgarstki się złamią pod ciężarem ciężkiej torby, boże ile ona ma siły. Mimo wszystko, kocham ją jak siostrę i nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Kiedy Ćwiklińska poszła zanieść moje rzeczy do swojego pokoju, ja pozwoliłam sobie zobaczyć co robi w swoim laptopie, nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic.


-Co robisz? Piszesz jakiś wywiad? -usiadłam przed jej laptopem i patrzyłam zaciekawiona.
-Tak! -krzyknęła zza ściany -To moja nowa praca. -weszła z powrotem do salonu.
-Naprawdę? -uśmiechnęłam się pełna podziwu -Dostałaś się do gazety?
-Mhm... Przeprowadzam wywiady z zawodnikami Bayernu Monachium. -powiedziała dumna.
-Uuu... Kiedy poderwiesz Goetze? -zaśmiałam się.
-Wiesz... On nie jest taki jak myślałam. Strasznie się zmienił, jest okropnie chamski i ogromny z niego gwiazdorek się zrobił, ale nie ukrywam, że to mi się w nim podoba. -usiadła obok mnie.
-Podoba Ci się, że gwiazdorzy? -zdziwiłam się.
-Nie o to chodzi, może uda mi się go zmienić. -wzruszyła ramionami.
-Jasne, Tobie? -zaśmiałam się.
-No pewnie! Tylko, że on jest z Ann. -spuściła głowę.
-Zapomnij o nim, proszę Cię... Złamie Ci serce. -dotknęłam jej chudego nadgarstka.
-Zobaczymy jeszcze. -uśmiechnęła się. -Pomożesz mi wybrać zdjęcie do wywiadu?
-Oczywiście, pokaż.


Otworzyła folder z domniemanym piłkarzem z jakim przeprowadziła wywiad. Ku mojemu zdziwieniu ukazała mi się przed moimi biednymi, zmęczonymi oczami jego twarz. Tak, tego samego faceta, który we mnie wjechał dzisiaj w południe. Joshua Kimmich! Jak ja mogłam go nie poznać? Taka ze mnie fanka Bayernu Monachium, że nie poznaje na ulicy jednego z pomocników mojego ulubionego klubu. No, ale sorry, Joshua ze stłuczki miał na sobie jeansy, a nie sportowy trykocik! To wszystko tłumaczy! Nie, no to nic nie tłumaczy, jedynie moją głupotę. Ja głupia, mogłam wziąć od niego autograf i zdjęcie, a nie wydzierać się na niego na środku ulicy. Nic jednak nie wytłumaczy tego, że jednak jestem kretynką do 5 stopnia.

____________________________________________________________
Napisałam, teraz mogę się udać na spoczynek :D Jeszcze jutro i pojutrze mam wolne! ^^ To coś napisze w międzyczasie ;)
Gorąco ściskam, bo zimno :(