Jestem Maria. Radość, to prawdziwe znaczenie mojego imienia. Oczko w głowie swojego ojca Jana.
Część serca mojej matki Anastazji. Gdy miałam pięć lat, oboje zginęli w wypadku samochodowym. Nie pamiętam tego. Potem trafiłam do rodziny zastępczej. Po roku zabrali mnie stamtąd, miałam żyć w szczęściu, bogactwie i miłości wśród mojej nowej rodziny. Ja Maria. Jednak nikt nie zna do końca prawdy. Nie
jestem osobą, którą widzą. Staje się coraz słabsza, moje serce umiera.
Wokół mnie szaleje potężna burza. Stoję samotna w obliczu toczącej się
wojny. Na moich oczach ludzie tracą życie, kończy się życie. Obietnice
zostają spełnione albo łamane. Obok mnie przepływa życie pełne bogactwa i
splendoru. Choć me usta milczą, wewnątrz mnie szaleje silny sztorm.
Nikt się nie pyta o stan mojego serca. Tak jak u wszystkich kobiet,
również moje serce skrywa pewne tajemnice, które pewnego dnia chciałyby
ujrzeć światło dzienne. Moje sekrety czekają na dzień, w którym zostaną
głośno wypowiedziane, aż zwątpisz w swoich najbliższych. Czasem jeden
sekret potrafi zmienić całe życie człowieka. Na zawsze.
Dziś idę, idę z wysoko podniesionym czołem, tylko po to, aby zdobyć to na czym mi zależy. Zdobędę to, jego zaufanie i jego serce.
Dostałam informację o tym, że go spotkam w klubie, teraz, gdy Ann wyjechała do Stanów, jest moja szansa. Pomogę mu zapomnieć o niej. Weszłam do środka, rozejrzałam się. Nie było go. Popatrzyłam na zegarek, dopiero za pięć dwudziesta. Postanowiłam spocząć na pobliskiej, ciemnej sofie.
Martwiłam się, co się dzieje z Nadią, byłam świadoma, że wpakowałam ją w kłopoty, ale nie mogłam inaczej. Ta praca da jej pieniądze, których obie potrzebujemy, a to, że Joshua i Holger będą z nią pracować to dobrze, ufam im. Nie zrobią jej krzywdy. Może, nawet coś z tego będzie? Widzę jak moja kochana Nadia czerwieni się na dźwięk jego imienia. Niech to dobrze przemyśli, nie będę jej przeszkadzać.
W końcu przyszedł. Wertuję za nim wzrokiem, kieruje się prosto do baru, jest sam, zamawia whisky z colą. Cóż, nie przepadam za whisky, strasznie mnie po tym alkoholu boli głowa, nawet po najmniejszej ilości, ale czego się nie robi, aby osiągnąć swój prawdziwy cel jakim jest Mario Goetze. Powoli wstaję i ponętnie kieruję się w jego stronę. Faceci za mną się oglądają, a może jednak nie mam najgorszego tyłka? Zaśmiałam się sama do siebie pod nosem i kontynuowałam swój marsz w jego kierunku. Usiadłam obok niego, rzucił na mnie okiem i delikatnie się uśmiechnął. Chyba zwróciłam na siebie uwagę! Zamówiłam to samo co on, licząc się z tym co mnie jutro czeka, czyli wielkim bólem głowy, nie kacem, tylko migreną. Postanowiłam pierwsza zagadać, bo on nie wyglądał na takiego, który pierwszy zaczyna rozmowę.
-Cześć przystojniaku, co tutaj taki kociak jak Ty tutaj robi? -sama nie wierzyłam jak mogłam coś tak głupiego powiedzieć.
-Cześć... -chyba zastanawiał się nad tym co powiedziałam -Przyszedłem się zabawić z taką laską jak Ty. -puścił mi oczko.
Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a ja bardziej czymś przypominającym brechtanie się szczerbatego konia. Chyba się zaśliniłam jak zwykle, jemu to nie przeszkadzało, podał mi nawet chusteczkę, w przeciwieństwie do Nadii, która śmiała się ze mnie. Rozpoczęliśmy dość długi dialog, rzucaliśmy żartami, czasem się przekomarzaliśmy, ale za chwilę dogadywaliśmy się. Było świetnie, ta rozmowa poprawiła mi humor. Kilka minut po północy zrobiłam się bardzo śpiąca, musiałam już wracać do domu.
-Ojej... Już chyba muszę się zbierać. -popatrzyłam na zegarek.
-Już? Przyjemnie mi się z Tobą rozmawiało, może dasz się chociaż odprowadzić do domu? -zaproponował.
-To dość daleko. -posmutniałam -Ale jeśli chcesz... To chodź. -uśmiechnęłam się.
-Ok. -podniósł się i pomógł mi założyć płaszcz.
Po opuszczeniu lokalu, powoli szliśmy ciemnymi uliczkami Monachium. Mario był w świetnym humorze, chyba zakochałam się w jego anielskim uśmieszku. Sypał swoimi sucharami.
-Dlaczego taboret ma depresje? -chyba nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Nie wiem. Dlaczego? -popatrzyłam zaciekawiona na niego.
-Bo nie ma oparcia! -zaśmiał się głośno.
-Oh... Hahaha! -wybuchnęłam śmiechem.
-Niezłe nie? -uśmiechnął się przesłodko.
-Tak, świetne. -popatrzyłam mu w oczy -To już tutaj. -stanęliśmy pod moim blokiem.
-Naprawdę? Szybko zleciała nam ta droga. -westchnął i rozejrzał się wokół.
-Mhm... -kiwnęłam głową -To do widzenia Mario. -szepnęłam nieśmiało.
-Do zobaczenia Mary. -zdrobnił moje imię.
Zmieszałam się przez chwilę, popatrzyłam w jego ciemne oczy, które były takie pełne dobroci i ciepła, którego od zawsze mi brakowało. Spuściłam wzrok i czym prędzej poszłam na górę, już nie patrzyłam czy zwraca na mnie uwagę, czy może już sobie poszedł. Weszłam do mieszkania, zamknęłam szybciutko drzwi, oparłam się o nie, przegryzając delikatnie wargę i myśląc o jego cudownych oczach i boskim uśmiechu.
Nagle usłyszałam ledwo słyszalne szlochanie z pokoju Nadii, weszłam do środka, ta natychmiast schowała się pod koc i udawała że śpi, ja jednak kucnęłam obok niej i delikatnie wytarłam kciukiem spływającą łzę z jej policzka.
-Nie płacz, słoneczko. Co się stało? -zapytałam troskliwym głosem.
-Nie wiem co mam robić. -szepnęła -Powinnam była tu nawet nie przyjeżdżać. Teraz tego wszystkiego żałuję, chcą mnie wykorzystać. -otworzyła swoje smutne, ciemne oczka.
-Nikt Cię nie wykorzysta. Obiecuję Ci to. -popatrzyłam jej w oczy, które nadal łzawiły -Przestań płakać. Musisz się wyspać słońce.
-Będziesz przy mnie? -szepnęła, zawsze pytała mnie o to samo w ośrodku, kiedy płakała.
-Na zawsze. -położyłam się obok i przytuliłam ją.
-Piłaś whisky? -wyczuła ode mnie alkohol.
-Śpij już. -zaśmiałam się cicho.
______________________________________________________________
Dodaje dzisiaj, bo mnie ten wątek męczył w snach xD Poza tym w sobotę mam wizytacje księdza ;c Tzw.kolędę -.- Ale w niedziele, może coś wydziergam ^^ Zresztą to już od was zależy :3
Dziś idę, idę z wysoko podniesionym czołem, tylko po to, aby zdobyć to na czym mi zależy. Zdobędę to, jego zaufanie i jego serce.
Dostałam informację o tym, że go spotkam w klubie, teraz, gdy Ann wyjechała do Stanów, jest moja szansa. Pomogę mu zapomnieć o niej. Weszłam do środka, rozejrzałam się. Nie było go. Popatrzyłam na zegarek, dopiero za pięć dwudziesta. Postanowiłam spocząć na pobliskiej, ciemnej sofie.
Martwiłam się, co się dzieje z Nadią, byłam świadoma, że wpakowałam ją w kłopoty, ale nie mogłam inaczej. Ta praca da jej pieniądze, których obie potrzebujemy, a to, że Joshua i Holger będą z nią pracować to dobrze, ufam im. Nie zrobią jej krzywdy. Może, nawet coś z tego będzie? Widzę jak moja kochana Nadia czerwieni się na dźwięk jego imienia. Niech to dobrze przemyśli, nie będę jej przeszkadzać.
W końcu przyszedł. Wertuję za nim wzrokiem, kieruje się prosto do baru, jest sam, zamawia whisky z colą. Cóż, nie przepadam za whisky, strasznie mnie po tym alkoholu boli głowa, nawet po najmniejszej ilości, ale czego się nie robi, aby osiągnąć swój prawdziwy cel jakim jest Mario Goetze. Powoli wstaję i ponętnie kieruję się w jego stronę. Faceci za mną się oglądają, a może jednak nie mam najgorszego tyłka? Zaśmiałam się sama do siebie pod nosem i kontynuowałam swój marsz w jego kierunku. Usiadłam obok niego, rzucił na mnie okiem i delikatnie się uśmiechnął. Chyba zwróciłam na siebie uwagę! Zamówiłam to samo co on, licząc się z tym co mnie jutro czeka, czyli wielkim bólem głowy, nie kacem, tylko migreną. Postanowiłam pierwsza zagadać, bo on nie wyglądał na takiego, który pierwszy zaczyna rozmowę.
-Cześć przystojniaku, co tutaj taki kociak jak Ty tutaj robi? -sama nie wierzyłam jak mogłam coś tak głupiego powiedzieć.
-Cześć... -chyba zastanawiał się nad tym co powiedziałam -Przyszedłem się zabawić z taką laską jak Ty. -puścił mi oczko.
Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a ja bardziej czymś przypominającym brechtanie się szczerbatego konia. Chyba się zaśliniłam jak zwykle, jemu to nie przeszkadzało, podał mi nawet chusteczkę, w przeciwieństwie do Nadii, która śmiała się ze mnie. Rozpoczęliśmy dość długi dialog, rzucaliśmy żartami, czasem się przekomarzaliśmy, ale za chwilę dogadywaliśmy się. Było świetnie, ta rozmowa poprawiła mi humor. Kilka minut po północy zrobiłam się bardzo śpiąca, musiałam już wracać do domu.
-Ojej... Już chyba muszę się zbierać. -popatrzyłam na zegarek.
-Już? Przyjemnie mi się z Tobą rozmawiało, może dasz się chociaż odprowadzić do domu? -zaproponował.
-To dość daleko. -posmutniałam -Ale jeśli chcesz... To chodź. -uśmiechnęłam się.
-Ok. -podniósł się i pomógł mi założyć płaszcz.
Po opuszczeniu lokalu, powoli szliśmy ciemnymi uliczkami Monachium. Mario był w świetnym humorze, chyba zakochałam się w jego anielskim uśmieszku. Sypał swoimi sucharami.
-Dlaczego taboret ma depresje? -chyba nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Nie wiem. Dlaczego? -popatrzyłam zaciekawiona na niego.
-Bo nie ma oparcia! -zaśmiał się głośno.
-Oh... Hahaha! -wybuchnęłam śmiechem.
-Niezłe nie? -uśmiechnął się przesłodko.
-Tak, świetne. -popatrzyłam mu w oczy -To już tutaj. -stanęliśmy pod moim blokiem.
-Naprawdę? Szybko zleciała nam ta droga. -westchnął i rozejrzał się wokół.
-Mhm... -kiwnęłam głową -To do widzenia Mario. -szepnęłam nieśmiało.
-Do zobaczenia Mary. -zdrobnił moje imię.
Zmieszałam się przez chwilę, popatrzyłam w jego ciemne oczy, które były takie pełne dobroci i ciepła, którego od zawsze mi brakowało. Spuściłam wzrok i czym prędzej poszłam na górę, już nie patrzyłam czy zwraca na mnie uwagę, czy może już sobie poszedł. Weszłam do mieszkania, zamknęłam szybciutko drzwi, oparłam się o nie, przegryzając delikatnie wargę i myśląc o jego cudownych oczach i boskim uśmiechu.
Nagle usłyszałam ledwo słyszalne szlochanie z pokoju Nadii, weszłam do środka, ta natychmiast schowała się pod koc i udawała że śpi, ja jednak kucnęłam obok niej i delikatnie wytarłam kciukiem spływającą łzę z jej policzka.
-Nie płacz, słoneczko. Co się stało? -zapytałam troskliwym głosem.
-Nie wiem co mam robić. -szepnęła -Powinnam była tu nawet nie przyjeżdżać. Teraz tego wszystkiego żałuję, chcą mnie wykorzystać. -otworzyła swoje smutne, ciemne oczka.
-Nikt Cię nie wykorzysta. Obiecuję Ci to. -popatrzyłam jej w oczy, które nadal łzawiły -Przestań płakać. Musisz się wyspać słońce.
-Będziesz przy mnie? -szepnęła, zawsze pytała mnie o to samo w ośrodku, kiedy płakała.
-Na zawsze. -położyłam się obok i przytuliłam ją.
-Piłaś whisky? -wyczuła ode mnie alkohol.
-Śpij już. -zaśmiałam się cicho.
______________________________________________________________
Dodaje dzisiaj, bo mnie ten wątek męczył w snach xD Poza tym w sobotę mam wizytacje księdza ;c Tzw.kolędę -.- Ale w niedziele, może coś wydziergam ^^ Zresztą to już od was zależy :3
JA NADAL PŁACZĘ NA MYŚL JOSHA OCHRONIARZA I HOLGERA ZADZIERAJĄCEGO Z MAFIOZAMI XDDDDD
OdpowiedzUsuń"brechtanie się szczerbatego konia" a tu pizgłam, bo tak samo się śmieję XDDDDDDDD
płaczę, bo Nadia płacze. w co ci moi chcą ją wpakować to ja nie wiem :( chyba przyda się sroga kara :///
czekam na kolejne cudo <3
PRZEPRASZAM MISIU, ŻE DOPIERO TERAZ :'(
OdpowiedzUsuńPączek pjona! XD też wolę suchary! XDD
Cud, miód, malina miś <3
Czekam na kolejny
Kocham ♥