Mój mózg... Boże, co my wczoraj zrobiliśmy?! Mario. Leży obok mnie, oboje jesteśmy przykryci kocem. Tak, wczoraj doszło do tego czego raczej nikt się nie spodziewał. Przespałam się z piłkarzem Bayernu. Kocham go i muszę mu pomóc wyjść z nałogu. Wiem, że nie będzie łatwo. Uzależnienia nie da się pokonać od tak, jednak wierzyłam, że nam się uda. On skończy z narkomanią, a mi się uda pokonać moją anoreksję i będziemy szczęśliwi. Tak bardzo bym chciała, aby się udało... Jednak boję się otworzyć oczu. On mnie nie kocha. Królową jego serca jest modelka imieniem Ann. Rozumiem to. Przecież nie zasługuję na niego.
Gdy odtworzyłam oczy, zobaczyłam jak ubiera się w swój biały podkoszulek, siedzi do mnie plecami. Nie mogę odczytać jego intencji. Otuliłam się puszystym kocykiem i usiadłam na łóżku, delikatnie położyłam swoją chudą dłoń na jego ramieniu. Głęboko odetchnął, ale nie odwrócił się do mnie.
-Przepraszam, ale to jest zły pomysł... -wyszeptał -Ann dzisiaj wraca. -dodał.
-Tak... Masz racje. -tylko tyle zdołałam wydukać, do oczu zaczęły mi naciekać łzy.
-Zapomnijmy o tym. -wstał i nawet na mnie nie patrząc opuścił pomieszczenie.
Co ja sobie myślałam? Że będę z nim szczęśliwa? Że zakocha się w zwykłej dziennikarce? Ależ byłam niepoważna i głupia, a do tego jeszcze naiwna. Miałam ochotę schować się pod ziemię. Zresztą poczułam się potraktowana jak zwykła ścierka do podłogi. Wykorzystana i rzucona w kąt. Nienawidzę go i siebie. No, ale to mój błąd... Mogłam nie brać tego świństwa i nie iść z nim do łóżka, byłam świadoma tego, że on ma dziewczynę, a ja dla niego jestem nikim. Chociaż wydawało mi się na początku, że mnie pokochał. Cóż myliłam się. Dotarłam do swojego celu. "Wykorzystana dziennikarka przez uzależnionego od narkotyków piłkarza Bayernu Monachium." -to genialny nagłówek na kolejny numer naszej gazety. Mam nawet kilka zdjęć. Niedobrze mi kiedy patrzę na jego twarz. Mam ochotę go zniszczyć, jestem pełna nienawiści.
Otarłam łzy, ubrałam się i pojechałam jak najszybciej do redakcji, wraz z moimi "dowodami". Miałam szczerze, po dziurki w nosie to co mi grozi, kiedy to wszystko opublikuje i podpisze się pod artykułem swoim nazwiskiem i tak już wszystko straciłam.
-Jesteś pewna, że chcesz napisać do końca ten artykuł? -szef niepewnie popatrzył na mnie.
-Tak, jestem pewna. Pewna tak jak nigdy w życiu. -powiedziałam bardzo pewnie.
-No nie wiem... Martwię się, że to może zaszkodzić Twojej psychice, że wrócisz do ośrodka w Dortmundzie. -położył dłoń na moim ramieniu, którą za chwilę strąciłam.
-Niech się pan nie martwi. Nic mi nie może już zaszkodzić. -spuściłam głowę.
-No dobrze, możesz wziąć się za pisanie. Dostaniesz swój upragniony awans. -podał mi dłoń, która delikatnie uścisnęłam, nie miałam już siły.
Teraz nie miałam wyjścia. Zniszczę nie tylko Mario Goetze, ale też jego związek, karierę na którą tak długo pracował. Możliwe, że teraz wszyscy fani Mario mnie znienawidzą, ale co mi mogą zrobić? Nie mam nic do stracenia. Teraz dopiero zaczęłam czuć, że cierpię, bo miałam odwagę iść za tym co chciałam.
-Dlaczego nie ma Joshui? -popatrzyłam na Holgera, który liczył dzisiejszy utarg.
-Musiał coś ważnego załatwić. Nie spowiadał mi się. -westchnął cicho i dał mi kilka banknotów.
-Dzięki Holgi. -uśmiechnęłam się nieśmiało -To do jutra.
-Do jutra... Tylko ubierz się ładnie! -zaśmiał się.
-Jasne, nie martw się.
Ciągle po głowie szwendały mi się słowa Badstubera "Musiał coś ważnego załatwić". Tylko co? A może to zwykłe kłamstwo, które wymyślił Holger? Pewnie nie chce się ze mną widzieć, bo po prostu się wstydzi, że w ogóle dał mi taką propozycje.
Kiedy weszłam do mieszkania, Maria siedziała obok laptopa i silnie stukała w klawiaturę, obok niej stało pudełko chusteczek, które walały się dookoła niej. Postanowiłam jej nie przeszkadzać, bo wiedziałam, że pytając o powód jej płaczu zmuszę ją do kolejnego płaczu. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego ojca, byłam pewna, że mama nie żyje.
-Nadia? Kochanie? -głos miał raczej radosny -Dziękuje, że załatwiłaś pieniądze na operację mamy. Już jest operowana. Oddamy co do grosza. -dziękował mi jakbym była jakąś zbawicielką.
-Nie ma za co tato... Ale... Ja nie wysyłałam tych pieniędzy. -wydusiłam z siebie.
-Jak to? Dostaliśmy przelew z Monachium. -zdziwił się.
-A możesz sprawdzić tytuł przelewu? -zapytałam zaciekawiona, kto jest tak dobroduszny.
-Poczekaj... -zaszumiało przez chwilę w telefonie, po czym usłyszałam -Joshua Kimmich.
______________________________________________________________
Podsumowując, wszem i wobec XD W następnym rozdziale będzie... Ktoś kogoś coś i ten ktoś kogoś ten. XD
Co do studniówki? Nogi umarły. Mózg ledwo żyje, a Ania się trzyma xD
PS. Więcej nie pije, bo to szkodzi rozdziałom na blogerze.
Gdy odtworzyłam oczy, zobaczyłam jak ubiera się w swój biały podkoszulek, siedzi do mnie plecami. Nie mogę odczytać jego intencji. Otuliłam się puszystym kocykiem i usiadłam na łóżku, delikatnie położyłam swoją chudą dłoń na jego ramieniu. Głęboko odetchnął, ale nie odwrócił się do mnie.
-Przepraszam, ale to jest zły pomysł... -wyszeptał -Ann dzisiaj wraca. -dodał.
-Tak... Masz racje. -tylko tyle zdołałam wydukać, do oczu zaczęły mi naciekać łzy.
-Zapomnijmy o tym. -wstał i nawet na mnie nie patrząc opuścił pomieszczenie.
Co ja sobie myślałam? Że będę z nim szczęśliwa? Że zakocha się w zwykłej dziennikarce? Ależ byłam niepoważna i głupia, a do tego jeszcze naiwna. Miałam ochotę schować się pod ziemię. Zresztą poczułam się potraktowana jak zwykła ścierka do podłogi. Wykorzystana i rzucona w kąt. Nienawidzę go i siebie. No, ale to mój błąd... Mogłam nie brać tego świństwa i nie iść z nim do łóżka, byłam świadoma tego, że on ma dziewczynę, a ja dla niego jestem nikim. Chociaż wydawało mi się na początku, że mnie pokochał. Cóż myliłam się. Dotarłam do swojego celu. "Wykorzystana dziennikarka przez uzależnionego od narkotyków piłkarza Bayernu Monachium." -to genialny nagłówek na kolejny numer naszej gazety. Mam nawet kilka zdjęć. Niedobrze mi kiedy patrzę na jego twarz. Mam ochotę go zniszczyć, jestem pełna nienawiści.
Otarłam łzy, ubrałam się i pojechałam jak najszybciej do redakcji, wraz z moimi "dowodami". Miałam szczerze, po dziurki w nosie to co mi grozi, kiedy to wszystko opublikuje i podpisze się pod artykułem swoim nazwiskiem i tak już wszystko straciłam.
-Jesteś pewna, że chcesz napisać do końca ten artykuł? -szef niepewnie popatrzył na mnie.
-Tak, jestem pewna. Pewna tak jak nigdy w życiu. -powiedziałam bardzo pewnie.
-No nie wiem... Martwię się, że to może zaszkodzić Twojej psychice, że wrócisz do ośrodka w Dortmundzie. -położył dłoń na moim ramieniu, którą za chwilę strąciłam.
-Niech się pan nie martwi. Nic mi nie może już zaszkodzić. -spuściłam głowę.
-No dobrze, możesz wziąć się za pisanie. Dostaniesz swój upragniony awans. -podał mi dłoń, która delikatnie uścisnęłam, nie miałam już siły.
Teraz nie miałam wyjścia. Zniszczę nie tylko Mario Goetze, ale też jego związek, karierę na którą tak długo pracował. Możliwe, że teraz wszyscy fani Mario mnie znienawidzą, ale co mi mogą zrobić? Nie mam nic do stracenia. Teraz dopiero zaczęłam czuć, że cierpię, bo miałam odwagę iść za tym co chciałam.
******
Siedziałam i patrzyłam przed siebie dopijając już drugą lampkę czerwonego wina, kiedy to jakiś stary facet kleił się do mojej szyi. Joshua siedział jeden stolik dalej, naprzeciwko mnie i patrzył w moje oczy. Tak bardzo chciałabym wiedzieć o czym myślał. Mi bez przerwy nie dawała żyć jego propozycja, na którą chcąc nie chcąc nie zgodziłam się. Tamtego wieczora uniosłam się honorem i grzecznie odmówiłam. Nie mogłam tego zrobić. Nie jestem dziwką, albo nie wiadomo jaką panią do towarzystwa, a jeszcze jeśli miałby mi płacić, to wolałam zarobić sama, aby pomóc ciężko chorej mamie. Nie byłaby dumna jeśli spędziłabym chociaż jedną noc z tym przystojniakiem w łóżku.
Kiedy zaniosłam pieniądze Holgerowi, Kimicha nie było wśród nas... Pewnie się na mnie obraził, albo po prostu nie chce mnie już oglądać.
Kiedy zaniosłam pieniądze Holgerowi, Kimicha nie było wśród nas... Pewnie się na mnie obraził, albo po prostu nie chce mnie już oglądać.
-Dlaczego nie ma Joshui? -popatrzyłam na Holgera, który liczył dzisiejszy utarg.
-Musiał coś ważnego załatwić. Nie spowiadał mi się. -westchnął cicho i dał mi kilka banknotów.
-Dzięki Holgi. -uśmiechnęłam się nieśmiało -To do jutra.
-Do jutra... Tylko ubierz się ładnie! -zaśmiał się.
-Jasne, nie martw się.
Ciągle po głowie szwendały mi się słowa Badstubera "Musiał coś ważnego załatwić". Tylko co? A może to zwykłe kłamstwo, które wymyślił Holger? Pewnie nie chce się ze mną widzieć, bo po prostu się wstydzi, że w ogóle dał mi taką propozycje.
Kiedy weszłam do mieszkania, Maria siedziała obok laptopa i silnie stukała w klawiaturę, obok niej stało pudełko chusteczek, które walały się dookoła niej. Postanowiłam jej nie przeszkadzać, bo wiedziałam, że pytając o powód jej płaczu zmuszę ją do kolejnego płaczu. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego ojca, byłam pewna, że mama nie żyje.
-Nadia? Kochanie? -głos miał raczej radosny -Dziękuje, że załatwiłaś pieniądze na operację mamy. Już jest operowana. Oddamy co do grosza. -dziękował mi jakbym była jakąś zbawicielką.
-Nie ma za co tato... Ale... Ja nie wysyłałam tych pieniędzy. -wydusiłam z siebie.
-Jak to? Dostaliśmy przelew z Monachium. -zdziwił się.
-A możesz sprawdzić tytuł przelewu? -zapytałam zaciekawiona, kto jest tak dobroduszny.
-Poczekaj... -zaszumiało przez chwilę w telefonie, po czym usłyszałam -Joshua Kimmich.
______________________________________________________________
Podsumowując, wszem i wobec XD W następnym rozdziale będzie... Ktoś kogoś coś i ten ktoś kogoś ten. XD
Co do studniówki? Nogi umarły. Mózg ledwo żyje, a Ania się trzyma xD
PS. Więcej nie pije, bo to szkodzi rozdziałom na blogerze.
ja pitole, Anka, co Ty wyprawiasz Marysi i Mario????
OdpowiedzUsuńHolger, ja Cię proszę, bez takich tekstów! XDDD Joshua, wiesz, że Cię bardzo kocham???
pewnie Nadia będzie ten tego z Joshem.... he hehe hehehehehehehe
zdecydowanie...pij więcej, haha, pomysły mistrzowskie, aczkolwiek szkoda mi Marii i Pączka :(
czekam na kolejny <3
Nadrobiłam wszystkie posty :) Kurcze nie wiem co Ci tutaj napisać ! Opowiadanie genialne tak jak Twoje poprzednie :) Mnie zastanawia tylko to skąd bierzesz takie pomysły ^^
OdpowiedzUsuńBiedna Marysia... ale przynajmniej Mario słono zapłaci za swoje wybryki xD
A Joshua to jednak okazał trochę serca chociaż coś czuję, że nie odpuści i pewnie będzie coś chciał za te pieniądze na operację mamy Nadii..
Czekam na kolejny post, mam nadzieję, że dodasz go szybko :) Pozdrawiam :*
P.S. Nie przepadam za piłkarzami Bayernu, ale Twoje opowiadanie będę czytać :)
AAAAAAAANCIAAAAA! :C
OdpowiedzUsuńJa cię normalnie ugh.... :C
Tak jestem zła! XD
Dlaczego w takim momencie! ;'((((((((((((
Ty chyba chcesz bym normalnie umarła! :CCCCC
Cudeńko ♥
Z niecierpliwością czekam na kolejny :***
Buziaki <3