Nad ranem obudziłam się w łóżku Joshui. Okryłam się kocem i zauważyłam, że miejsce gdzie spał było już zimne. Musiałam dość długo spać, albo on zwiał i zostawił mnie samą. No cóż, widocznie nie było nam pisane być razem. Wykorzystał i prysnął. Zaczęłam się powoli ubierać, a moje gorzkie łzy spływały jak rzeka po moich ognistoczerwonych policzkach. Kiedy już stanęłam w przedpokoju i ubierałam się w płaszcz, Joshua wszedł do mieszkania z torbą pełną zakupów.
-Gdzie się wybierasz? Skarbie? -popatrzył na mnie zdziwiony i odstawił zakupy na stół.
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć... Że pomyślałam sobie, że mnie zostawił? Przetarłam oczy z łez, a on natychmiast zdjął mój płaszcz i odwiesił z powrotem. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie czekało na nas śniadanie. Usiadłam naprzeciwko niego i patrzyłam na ciepłe bułeczki z których leciała ciepła i pachnąca para, która świadczyła o jej świeżości. Nalał mi ciepłej herbaty i ją posłodził dwiema malutkimi łyżeczkami. Patrzył na mnie i uśmiechał się nieśmiało w moją stronę.
-Smacznego... -szepnął cicho.
-Dziękuje. -uśmiechnęłam się patrząc w jego błękitne oczy.
Nieśmiało jedliśmy to co mi przygotował na śniadanie i wymienialiśmy się nieśmiałymi uśmieszkami. Kiedy skończyłam jeść pomogłam mu zabrać talerze do zmywarki. Chłopak usiadł na krześle i przysunął mnie mocno do siebie, tak że wylądowałam na jego kolanach. Patrzył na mnie, a jego twarz nie kryła szczęścia. Patrzyłam w jego szczęśliwe oczy i szeroki uśmiech. Tego dnia nigdy nie zapomnę, jesteśmy tacy szczęśliwi i możemy się cieszyć sobą nawzajem.
-Nadio... -zaczął -Możesz mi powiedzieć... Na co są te pieniądze...? -założył mój kosmyk za ucho.
-Moja mama... Ostatnio bardzo zachorowała i... Potrzebowałam dużej sumy na operację. -wyszeptałam.
-Przykro mi. -wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
-Oddam Ci... Co do grosza. -popatrzyłam mu w oczy i pogładziłam jego policzek.
-Nic mi nie będziesz oddawać. -pogroził mi palcem przed nosem.
-Joshi... Obiecałam Ci. -zaczęłam marudzić.
-Uwielbiam kiedy mówisz "Joshi". -zachichotał muskając płatek mojego ucha.
-Oj Joshi! Nie zmieniaj tematu! -zaśmiałam się.
-Jestem dłużnikiem Marii i Holgera, bo to dzięki nim Cię mam teraz przy sobie. -wyszeptał na moje ucho i zaczęliśmy się całować.
-Gdzie się wybierasz? Skarbie? -popatrzył na mnie zdziwiony i odstawił zakupy na stół.
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć... Że pomyślałam sobie, że mnie zostawił? Przetarłam oczy z łez, a on natychmiast zdjął mój płaszcz i odwiesił z powrotem. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie czekało na nas śniadanie. Usiadłam naprzeciwko niego i patrzyłam na ciepłe bułeczki z których leciała ciepła i pachnąca para, która świadczyła o jej świeżości. Nalał mi ciepłej herbaty i ją posłodził dwiema malutkimi łyżeczkami. Patrzył na mnie i uśmiechał się nieśmiało w moją stronę.
-Smacznego... -szepnął cicho.
-Dziękuje. -uśmiechnęłam się patrząc w jego błękitne oczy.
Nieśmiało jedliśmy to co mi przygotował na śniadanie i wymienialiśmy się nieśmiałymi uśmieszkami. Kiedy skończyłam jeść pomogłam mu zabrać talerze do zmywarki. Chłopak usiadł na krześle i przysunął mnie mocno do siebie, tak że wylądowałam na jego kolanach. Patrzył na mnie, a jego twarz nie kryła szczęścia. Patrzyłam w jego szczęśliwe oczy i szeroki uśmiech. Tego dnia nigdy nie zapomnę, jesteśmy tacy szczęśliwi i możemy się cieszyć sobą nawzajem.
-Nadio... -zaczął -Możesz mi powiedzieć... Na co są te pieniądze...? -założył mój kosmyk za ucho.
-Moja mama... Ostatnio bardzo zachorowała i... Potrzebowałam dużej sumy na operację. -wyszeptałam.
-Przykro mi. -wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
-Oddam Ci... Co do grosza. -popatrzyłam mu w oczy i pogładziłam jego policzek.
-Nic mi nie będziesz oddawać. -pogroził mi palcem przed nosem.
-Joshi... Obiecałam Ci. -zaczęłam marudzić.
-Uwielbiam kiedy mówisz "Joshi". -zachichotał muskając płatek mojego ucha.
-Oj Joshi! Nie zmieniaj tematu! -zaśmiałam się.
-Jestem dłużnikiem Marii i Holgera, bo to dzięki nim Cię mam teraz przy sobie. -wyszeptał na moje ucho i zaczęliśmy się całować.
******
Do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha, blondynka w wieku Holgera, trzymając w dłoniach dwie szklanki ciepłej, zielonej herbaty. Dominika to bardzo miła dziewczyna o wyjątkowo przyjacielskim usposobieniu. Byłam pełna podziwu dla niej, bo miała wiele anielskiej cierpliwości do swojego męża i syna, który był tak do niej podobny.
-Jak się czujesz? Lepiej? -usiadła obok i podała mi szklankę z herbatą.
-Dziękuje... Lepiej. -szepnęłam i upiłam łyk herbaty.
-To dobrze. Mario już tu nie wróci... Zabrali go na odwyk i podobno nie wróci przez jakieś dwa lata najmniej. -wspomniała.
-Mama! A hejbata na mnie!? -stanął przed nami mały łobuziak i patrzył swoimi wielkimi oczyma.
-Luca... Przecież i tak jej nie wypijesz do końca... -zaśmiała się.
-Mamooo... -patrzył na nią i zaczął marudzić.
Patrzyłam jak chłopiec marudzi i walczy o swoją herbatkę i myślałam o tym co powiedziała Dominika, że Mario wróci dopiero za dwa lata, że już nie wróci. W tej chwili pomyślałam o swoim dziecku, które być może nigdy nie pozna swojego ojca, który bądź co bądź był dla mnie kimś ważnym, choć na chwilę. Czułam, że między mną, a Mario nic się nie skończyło. Za 7 miesięcy miałabym być matką jego dziecka. Tak bardzo zaczęłam zazdrościć Dominice, która była taka szczęśliwa przy Holgerze i małym Luce.
Może jeszcze nie wszystko stracone? Ale nie... Skrzywdził mnie. Muszę zapomnieć o Mario i myśleć o moim maleństwie, które noszę pod sercem. Ale najpierw muszę o wszystkim powiedzieć Nadii, mam nadzieję, że ona mi pomoże.
~MARIA~
Siedziałam na łóżku, a wokół mnie biegał mały smyk imieniem Luca Badstuber. Tak bardzo uwielbiałam małego chłopca, który wnosił tyle radości do mojego marnego życia.
-Ciocia! Mas! To dja Ciebie... -dał mi rysunek.
-Dziękuje Luca. -uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nje płac! Wujo nje jeśt walt. -położył rączkę na moich plecach i odetchnął głęboko.
-Masz racje smyku. -szepnęłam -A gdzie mamusia? -popatrzyłam na niego.
-W kuchni, lobi hejbate. -uśmiechnął się swoim szczerbatym uśmieszkiem.
Siedziałam na łóżku, a wokół mnie biegał mały smyk imieniem Luca Badstuber. Tak bardzo uwielbiałam małego chłopca, który wnosił tyle radości do mojego marnego życia.
-Ciocia! Mas! To dja Ciebie... -dał mi rysunek.
-Dziękuje Luca. -uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nje płac! Wujo nje jeśt walt. -położył rączkę na moich plecach i odetchnął głęboko.
-Masz racje smyku. -szepnęłam -A gdzie mamusia? -popatrzyłam na niego.
-W kuchni, lobi hejbate. -uśmiechnął się swoim szczerbatym uśmieszkiem.
Do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha, blondynka w wieku Holgera, trzymając w dłoniach dwie szklanki ciepłej, zielonej herbaty. Dominika to bardzo miła dziewczyna o wyjątkowo przyjacielskim usposobieniu. Byłam pełna podziwu dla niej, bo miała wiele anielskiej cierpliwości do swojego męża i syna, który był tak do niej podobny.
-Jak się czujesz? Lepiej? -usiadła obok i podała mi szklankę z herbatą.
-Dziękuje... Lepiej. -szepnęłam i upiłam łyk herbaty.
-To dobrze. Mario już tu nie wróci... Zabrali go na odwyk i podobno nie wróci przez jakieś dwa lata najmniej. -wspomniała.
-Mama! A hejbata na mnie!? -stanął przed nami mały łobuziak i patrzył swoimi wielkimi oczyma.
-Luca... Przecież i tak jej nie wypijesz do końca... -zaśmiała się.
-Mamooo... -patrzył na nią i zaczął marudzić.
Patrzyłam jak chłopiec marudzi i walczy o swoją herbatkę i myślałam o tym co powiedziała Dominika, że Mario wróci dopiero za dwa lata, że już nie wróci. W tej chwili pomyślałam o swoim dziecku, które być może nigdy nie pozna swojego ojca, który bądź co bądź był dla mnie kimś ważnym, choć na chwilę. Czułam, że między mną, a Mario nic się nie skończyło. Za 7 miesięcy miałabym być matką jego dziecka. Tak bardzo zaczęłam zazdrościć Dominice, która była taka szczęśliwa przy Holgerze i małym Luce.
Może jeszcze nie wszystko stracone? Ale nie... Skrzywdził mnie. Muszę zapomnieć o Mario i myśleć o moim maleństwie, które noszę pod sercem. Ale najpierw muszę o wszystkim powiedzieć Nadii, mam nadzieję, że ona mi pomoże.
******
_________________________________________________________
Za dużo oglądania filmów sensacyjnych...
Dominiko... Klątwa Sophie! ^^
To jeszcze nie koniec XDDD Będę jeszcze gorsza xdA w ferie, będę dodawać, częściej bo mam czas XD Nie dam wam żyć.
~NADIA~
Minęło kilka dni... Między mną, a Joshuą układało się coraz lepiej. Byłam taka w nim zakochana, a on we mnie, że nie widzieliśmy świata poza sobą. Martwiło mnie tylko jedno... Do czego doszło tego wieczoru, kiedy mnie nie było w domu? Dlaczego Maria jest taka smutna i nigdzie nie wychodzi? Pewnie niedługo wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję... Bo ostatnio zrobiła się taka dziwna. Może jest zazdrosna o to, że nie ułożyło się jej z Mario, a mi i Joshui wręcz przeciwnie?
Dzisiaj był wyjątkowo pochmurny dzień, znowu musiałam flirtować z jakimś facetem, ale dziś poszło coś nie tak jak chciałam. Mężczyzna zaciągnął mnie do swojego mieszkania, prawie, bo nie weszłam z nim do środka. Wszystko działo się tak szybko, na dworze. Deszcz padał tak mocno, a ja opierałam mu się. Nie chciałam wejść do środka. Za nami przyjechał Kimmich i Badstuber. Zaczęła się szamotanina, Holger rzucił się na tamtego. Kiedy wydawało się, że to już koniec, Joshua podbiegł do mnie. Stanęliśmy twarzą w twarz, miał taki piękny zwycięski uśmiech, ale tylko przez chwilę... Gdy usłyszałam krzyk przerażonego Badstubera...
-Josh!! -krzyknął głośno.
Joshua osunął się na ziemię i leżał pod moimi nogami. Szybko pochyliłam się nad nim i patrzyłam jak jego oddech robił się coraz rzadszy, a jego oczy powoli się zamykały. Z jego pleców wystawał nóż, który był skierowany w jego serce, a po moich dłoniach spływała jego krew. Jedyne co mogłam wyszeptać, to "Joshi nie odchodź... Kocham Cię."
Minęło kilka dni... Między mną, a Joshuą układało się coraz lepiej. Byłam taka w nim zakochana, a on we mnie, że nie widzieliśmy świata poza sobą. Martwiło mnie tylko jedno... Do czego doszło tego wieczoru, kiedy mnie nie było w domu? Dlaczego Maria jest taka smutna i nigdzie nie wychodzi? Pewnie niedługo wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję... Bo ostatnio zrobiła się taka dziwna. Może jest zazdrosna o to, że nie ułożyło się jej z Mario, a mi i Joshui wręcz przeciwnie?
Dzisiaj był wyjątkowo pochmurny dzień, znowu musiałam flirtować z jakimś facetem, ale dziś poszło coś nie tak jak chciałam. Mężczyzna zaciągnął mnie do swojego mieszkania, prawie, bo nie weszłam z nim do środka. Wszystko działo się tak szybko, na dworze. Deszcz padał tak mocno, a ja opierałam mu się. Nie chciałam wejść do środka. Za nami przyjechał Kimmich i Badstuber. Zaczęła się szamotanina, Holger rzucił się na tamtego. Kiedy wydawało się, że to już koniec, Joshua podbiegł do mnie. Stanęliśmy twarzą w twarz, miał taki piękny zwycięski uśmiech, ale tylko przez chwilę... Gdy usłyszałam krzyk przerażonego Badstubera...
-Josh!! -krzyknął głośno.
Joshua osunął się na ziemię i leżał pod moimi nogami. Szybko pochyliłam się nad nim i patrzyłam jak jego oddech robił się coraz rzadszy, a jego oczy powoli się zamykały. Z jego pleców wystawał nóż, który był skierowany w jego serce, a po moich dłoniach spływała jego krew. Jedyne co mogłam wyszeptać, to "Joshi nie odchodź... Kocham Cię."
_________________________________________________________
Za dużo oglądania filmów sensacyjnych...
Dominiko... Klątwa Sophie! ^^
To jeszcze nie koniec XDDD Będę jeszcze gorsza xd