Siedziałam cały poranek na szpitalnym łóżku i pstrykałam folię bąbelkową, którą ostatnio przyniósł mi Mario. Słyszałam, że to pomaga się odstresować, jednak się myliłam, moja psychika wysiadła razem z informacją, że mój Francis został porwany. Minęły już dwa tygodnie. Dwa tygodnie niepewności o zdrowie mojego maleństwa, które jest dla mnie wszystkim. Nie przestałam wierzyć, ciągle wierzyłam, że je odnajdą. Tak bardzo chciałam im pomóc. Jednak Nadia postanowiła inaczej, że dla własnego bezpieczeństwa i mojego maluszka zostanę w szpitalu, ale każdy dzień tu przypominał mi o tym co przeszłam i stawał się więzieniem.
Dziś jednak Mario postanowił wypisać mnie z szpitala. Dziękowałam Bogu, za to, że już tu nie wrócę. Może... Nie wrócę... Co jeśli moje maleństwo teraz cierpi przy Ann, albo co gorsza już leży zakopane głęboko, trzy metry pod ziemią? Nie! Nie mogę tak teraz myśleć! Zrobię wszystko, aby je odnaleźć, aby żyło pośród nas, nawet jeśli musiałabym oddać za nie własne życie. Pragnę teraz tylko jednego, zobaczyć moje maleństwo, szczęśliwe maleństwo.
-Przestań już pykać... -powiedział spokojnie, ale wyrwał mi folię z rąk.
-Przepraszam... -wyszeptałam na Mario, który wyrzucał ją właśnie do kosza.
-To ja przepraszam. -przytulił mnie mocno, kiedy moje oczy zalały się łzami -Odnajdziemy naszego Francisa.
-Obiecujesz mi? -tuliłam się do niego, słyszałam jego bicie serca.
-Obiecuję. -wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
Przyznam... Przez ostatnie dni zbliżyliśmy się do siebie i bardzo dziękuje za jego wsparcie. Jest taki czuły, kochany i bardzo, ale to bardzo ciepły z niego człowiek. Teraz łączył nas ten maluszek i nadzieja, że go odnajdziemy. Bo musimy go odnaleźć za wszelką cenę, przecież to sobie obiecaliśmy i słowa dotrzymamy.
Dziś jednak Mario postanowił wypisać mnie z szpitala. Dziękowałam Bogu, za to, że już tu nie wrócę. Może... Nie wrócę... Co jeśli moje maleństwo teraz cierpi przy Ann, albo co gorsza już leży zakopane głęboko, trzy metry pod ziemią? Nie! Nie mogę tak teraz myśleć! Zrobię wszystko, aby je odnaleźć, aby żyło pośród nas, nawet jeśli musiałabym oddać za nie własne życie. Pragnę teraz tylko jednego, zobaczyć moje maleństwo, szczęśliwe maleństwo.
-Przestań już pykać... -powiedział spokojnie, ale wyrwał mi folię z rąk.
-Przepraszam... -wyszeptałam na Mario, który wyrzucał ją właśnie do kosza.
-To ja przepraszam. -przytulił mnie mocno, kiedy moje oczy zalały się łzami -Odnajdziemy naszego Francisa.
-Obiecujesz mi? -tuliłam się do niego, słyszałam jego bicie serca.
-Obiecuję. -wyszeptał i pocałował mnie w czoło.
Przyznam... Przez ostatnie dni zbliżyliśmy się do siebie i bardzo dziękuje za jego wsparcie. Jest taki czuły, kochany i bardzo, ale to bardzo ciepły z niego człowiek. Teraz łączył nas ten maluszek i nadzieja, że go odnajdziemy. Bo musimy go odnaleźć za wszelką cenę, przecież to sobie obiecaliśmy i słowa dotrzymamy.
******
Co się u nas wydarzyło przez ostatnie dwa tygodnie? Nic nowego, ja byłam zajęta Marią, która cierpiała po porwaniu synka, a Joshua często wychodził, aby dowiedzieć się czy coś wiadomo w sprawie maleństwa, a zarazem pomagał Mario szukać. Ostatnimi czasy mijaliśmy się w biegu, zapominając o czułościach wobec siebie, miłym słowie... Nasz związek stał się rutyną. Po prostu wygasł... Myślę, że nie byliśmy sobie pisani, co prawda w głębi serca był dla mnie bardzo ważny, ale nie tak ważny jak przed rokiem.
Usiedliśmy do kolacji, od tak dawna nie byliśmy tak blisko siebie, a przecież to tylko jeden posiłek. Jednak okazał się być jednym z przełomowych w naszym związku...
-Smacznego. -uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.
-Dziękuję Joshua. -westchnęłam.
-Wiesz... Chciałbym porozmawiać o nas... Teraz tak rzadko kiedy się widujemy... -westchnął cicho.
-Tak, masz rację. -powiedziałam smutno. -Co teraz z nami będzie? -popatrzyłam niepewnie na niego.
-Nie wiem... -wyszeptał -Jakie rozwiązanie będzie najlepsze...
-Sądzę, że powinniśmy się rozstać. -popatrzyłam na niego bardzo poważnie.
Sama nie wiedziałam, jak mogłam wypowiedzieć te słowa? Przecież go kocham! Co ja głupia plotę? Jakieś bzdury! Patrzę na niego, a on patrzy na mnie swoimi wielkimi oczyma, wydaje mi się, że nie to miał na myśli, ale teraz myśli o swoim położeniu. I wypowiada te niechciane słowa, swoim zachrypniętym głosem...
-Tak, masz rację... To raczej nie ma sensu. -wypowiada.
-Mhm... Ale jesteśmy przyjaciółmi? -uśmiechnęłam się, a on tylko potakuje na zgodę.
No super... I tak Nadio zostałaś znów singielką, poległą w friendzonie z swoim wymarzonym facetem Joshuą. Brawo! Dlaczego to robimy? Dlaczego krzywdzimy się nawzajem? Nie wiem. Po prostu wszystko co było między nami do tej pory to już przeszłość. Teraz widzę jak mój ukochany wyciera serwetką swoje usta i odbiera dzwoniący telefon... Widzę jego szczery uśmiech na ustach i mówi mi, że Francis się odnalazł i został przewieziony na policję, a my mamy poinformować o tym Goetze i Ćwiklińską.
Teraz gdy się rozpadł nasz związek, można powiedzieć, że wszystko zaczęło się układać. Jednak nie w moim serduszku... Ono teraz było rozerwane na miliony strzępów.
-Powiadomiłem już Mario, zaraz tam będzie. -uśmiechnął się do mnie szerokim uśmieszkiem.
-To dobrze. W końcu będą szczęśliwą rodziną! -zaśmiałam się.
Usiedliśmy do kolacji, od tak dawna nie byliśmy tak blisko siebie, a przecież to tylko jeden posiłek. Jednak okazał się być jednym z przełomowych w naszym związku...
-Smacznego. -uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.
-Dziękuję Joshua. -westchnęłam.
-Wiesz... Chciałbym porozmawiać o nas... Teraz tak rzadko kiedy się widujemy... -westchnął cicho.
-Tak, masz rację. -powiedziałam smutno. -Co teraz z nami będzie? -popatrzyłam niepewnie na niego.
-Nie wiem... -wyszeptał -Jakie rozwiązanie będzie najlepsze...
-Sądzę, że powinniśmy się rozstać. -popatrzyłam na niego bardzo poważnie.
Sama nie wiedziałam, jak mogłam wypowiedzieć te słowa? Przecież go kocham! Co ja głupia plotę? Jakieś bzdury! Patrzę na niego, a on patrzy na mnie swoimi wielkimi oczyma, wydaje mi się, że nie to miał na myśli, ale teraz myśli o swoim położeniu. I wypowiada te niechciane słowa, swoim zachrypniętym głosem...
-Tak, masz rację... To raczej nie ma sensu. -wypowiada.
-Mhm... Ale jesteśmy przyjaciółmi? -uśmiechnęłam się, a on tylko potakuje na zgodę.
No super... I tak Nadio zostałaś znów singielką, poległą w friendzonie z swoim wymarzonym facetem Joshuą. Brawo! Dlaczego to robimy? Dlaczego krzywdzimy się nawzajem? Nie wiem. Po prostu wszystko co było między nami do tej pory to już przeszłość. Teraz widzę jak mój ukochany wyciera serwetką swoje usta i odbiera dzwoniący telefon... Widzę jego szczery uśmiech na ustach i mówi mi, że Francis się odnalazł i został przewieziony na policję, a my mamy poinformować o tym Goetze i Ćwiklińską.
Teraz gdy się rozpadł nasz związek, można powiedzieć, że wszystko zaczęło się układać. Jednak nie w moim serduszku... Ono teraz było rozerwane na miliony strzępów.
-Powiadomiłem już Mario, zaraz tam będzie. -uśmiechnął się do mnie szerokim uśmieszkiem.
-To dobrze. W końcu będą szczęśliwą rodziną! -zaśmiałam się.
******
Jesteśmy już na komisariacie. W moim sercu wariuje tyle uczuć naraz! Za chwilę zobaczę moje maleństwo! Widzę to szczęście w oczach Mario, który ochoczym krokiem przekracza próg komendy. Idę zaraz za nim i trzymam go mocno za dłoń, która jest tak bardzo cieplutka. Widzę już niebieski wózek w którym siedzi mój Francis, który nie do końca jest świadomy tego co się wokół dzieje... Kiedy podchodzimy do wózka dziecko się uśmiecha do nas. Ah! Identyczny z niego Mario! Takie słodkie maleństwo. Biorę go na ręce i przyciskam mocno do siebie... Już go nigdy nie puszczę. Mój mały Francis! Tylko mój!
-Moje maleństwo... -pocałowałam chłopca w główkę.
-No i moje... -uśmiechnął się i dotknął swoim palcem noska maluszka.
-Nie dotykaj! Jeszcze mu krzywdę zrobisz... -zaśmiałam się głośno.
-Przepraszam kochanie... -pocałował mnie w policzek.
Kiedy trzymam Francisa na rękach, widzę jak prowadzą Ann w kajdankach przez korytarz. Czuję taką ulgę jak nigdy. W końcu jesteśmy szczęśliwi, mam wszystko co mogę mieć przy sobie i nigdy więcej nie przeżyłabym drugiej takiej straty...
_________________________________________________
To już raczej końcówka... :( Przepraszam.
"Jak mamy nie mówić o rodzinie, skoro rodzina to wszystko, co mamy?
Stałeś po mojej stronie bez względu na to, co przeżywałem,
a teraz będziesz moim towarzyszem
podczas mojej ostatniej przejażdżki." ~Wiz Khalifa.
-Moje maleństwo... -pocałowałam chłopca w główkę.
-No i moje... -uśmiechnął się i dotknął swoim palcem noska maluszka.
-Nie dotykaj! Jeszcze mu krzywdę zrobisz... -zaśmiałam się głośno.
-Przepraszam kochanie... -pocałował mnie w policzek.
Kiedy trzymam Francisa na rękach, widzę jak prowadzą Ann w kajdankach przez korytarz. Czuję taką ulgę jak nigdy. W końcu jesteśmy szczęśliwi, mam wszystko co mogę mieć przy sobie i nigdy więcej nie przeżyłabym drugiej takiej straty...
_________________________________________________
To już raczej końcówka... :( Przepraszam.
"Jak mamy nie mówić o rodzinie, skoro rodzina to wszystko, co mamy?
Stałeś po mojej stronie bez względu na to, co przeżywałem,
a teraz będziesz moim towarzyszem
podczas mojej ostatniej przejażdżki." ~Wiz Khalifa.