niedziela, 21 lutego 2016

ROZDZIAŁ 18

~MARIA~

Leżałam w bezruchu, patrzyłam jak kilku lekarzy chodzi wokół mnie, nie byłam do końca pewna czy to dobrze... Kiedy się rozeszli, rozejrzałam się po sali. Wokół było biało, zimno i śmierdziało szpitalem, no cóż, może dlatego, że w nim jestem. Na półce obok mnie leżały owoce, stała butelka wody mineralnej i jakaś różowa kartka... Wyciągnęłam po nią rękę, strasznie mi zadrżała, ale udało mi się wziąć kartkę. Chyba dostałam ją od małego synka Holgera. Z przodu był namalowany kredkami kwiatek i serduszko, a jeszcze obok wielkie słoneczko. Chyba się nad tym napracował... Ah jaki kochany chłopiec... I jeszcze coś napisał, co prawda litery były nie napisane starannie, ale to przecież dziecko. Pewnie Dominika mu trochę pomagała i przeprawiała błędy ortograficzne.


"Zdrowiej szybko ciociu! Czekamy z Twoim dzidziusiem na Twój powrót! Kochamy Cię, a w szczególności ja Twój ukochany mąż Luca Badstóber"


Zaśmiałam się jak zobaczyłam tego przerażającego "byka" w nazwisku, ale cóż... Widocznie chłopiec się zapędził, a Dominika była zbyt zajęta... Hmmm? Holgerem. Na pewno Holgerem. Już on się na pewno postara, aby jego ukochana żona nie była zaniedbywana. Sama chciałabym mieć takiego faceta. Ale jedno co mnie jeszcze poruszyło to słowa "z Twoim dzidziusiem"... Czyżby moje maleństwo przyszło na świat? Boże jak to dobrze! Odetchnęłam z ulgą i znalazłam w sobie od razu więcej optymizmu i motywacji, aby widzieć teraz świat w lepszych kolorach. Uświadomiłam sobie to, że moje życie teraz będzie lepsze, szczęśliwsze, tylko dlatego, że będę miała tego malutkiego bobaska tylko przy sobie.
Do mojej sali wszedł uśmiechnięty Mario, jednak ja coś niepokojącego wyczułam w jego uśmiechu... Takiego fałszywego, a może to tylko moje głupie spostrzeżenia? Patrzę jak siada obok mnie i poprawia mi delikatnie poduszkę, patrzy na mnie z ogromną troską, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam w jego oczach.



-Coś się stało? Mario..? -patrzę na niego niepewnie.
-Bardzo się cieszę, że się obudziłaś. Nie mogłem się doczekać. -uśmiechnął się szczerze.
-Ah... -odetchnęłam z ulgą -Chciałabym zobaczyć mojego maluszka. -dodałam.
-Wkrótce zobaczysz... -zapewnił mnie, ale jego trochę był załamany -Nazwałem go Francis... Mam nadzieję, że Ci się podoba. -wrócił do wcześniejszego uśmiechu.
-Tak, to piękne imię. -przyznałam -Coś się stało? Widzę, że coś Cię trapi.
-Mam małe problemy z Ann... -westchnął.
-Rozumiem... -pogładziłam jego policzek -Na pewno się poprawi między wami. 

-Nie sądzę. -powiedział oschle.
-Mhm... -zamilkłam.


Gdy tak milczałam do sali weszła Nadia i Joshua. Moja złość na Nadię ustąpiła, ponieważ wiem, że jeśli by wtedy po mnie nie przyjechała to nie byłoby mnie, ani mojego dziecka na tym świecie, wszystko jej wybaczyłam. Jednak zauważyłam jakiś strach w oczach ich dwojga, a nawet trojga, bo Mario też zachowywał się dziwnie. Nadia ucałowała mnie w czoło i nakazała chłopakom, aby wyszli, tylko dlatego, że ja miałabym być zmęczona... I w tym momencie nie wytrzymałam i musiałam się dowiedzieć co przede mną ukrywają!



-Stać! -krzyknęłam z całej siły. -Co tu się wokół dzieje?! Co przede mną ukrywacie?! -patrzyłam na nich.
-Mario... Powiedzieć jej? -popatrzyłam niepewnie na niego.
-Lepiej nie... -pacnął ją łokciem.
-Goetze! Amosarska! Kimmich! Mówić mi! Natychmiast! -czekałam od nich jakiś wyjaśnień.
-Ann... -podszedł do mnie Joshua, którego widocznie dręczyły wyrzuty sumienia -Ona porwała Francisa... -wyszeptał.
-Co!? -zaniemówiłam, nie mogłam przetrawić tej informacji.
-Znajdziemy go. Na pewno! -mówiła Nadia.



******

~NADIA~



Boże, moja biedna Maria... Nie dość, że była taka słaba, to jeszcze rozdzielono ją z swoim malutkim szczęściem! Nie pozwolę na to, aby moja przyjaciółka po tym wszystkim tak cierpiała. Patrzyłam teraz bezradna na jej przekrwione oczy i zalane łzami. Mario próbował ją uspokoić, ale na próżno... Chwilę potem wpadła w jakiś nieobliczalny szał, przeraźliwe dreszcze przeniosły się na jej ciało i nagle urządzenie, które spokojnie dotychczas "popiskiwało", zaczęło przeraźliwie "piszczeć", a kreska na nim robiła się coraz prostsza... Przybiegli lekarze i zaczęli ją ratować. Joshua z ledwością odsuwał od niej Mario, który zrozpaczony wpadł w jakiś ogrom rozpaczy, chciał ją ratować. Wyciągnęliśmy go poza salę, a on nielitościwie walił pięściami w szybę, a po jego policzkach spływały łzy.


-Mario! Uspokój się! -krzyczał na niego Joshua -Uratują ją.
-Nie, ja muszę... Muszę tam wejść! -wyrywał się z rąk przyjaciela.
-Tak im nie pomożesz! -trzymał go jak najmocniej.
-Ja jej nie mogę stracić! Rozumiesz?! Nie teraz! -patrzył na niego.
-Zachowuj się jak facet! -spoliczkował Mario.
-Ała! Do cholery! Co Ty robisz!? -oburzył się.
-To co powinienem! -krzyknął zły.


Po uspokojeniu się całej sytuacji patrzyliśmy jak wszystko wokół Marii wraca do normy, urządzenie znów zaczyna stabilnie pracować, a Mario usuwa się o szybę, cały spocony... 


-Ty ją kochasz... Prawda? -popatrzyłam na niego, siadając obok.
-Kocham jak nikogo innego. -wyszeptał.
-Odnajdziemy dziecko. A z tą Ann... To się jeszcze policzymy. -popatrzyłam na niego.
-Dziękuję. -przytulił mnie.



____________________________________________________

Jeszcze ze 2, ewentualnie 10 rozdziałów i koniec XDD
To do wtorku, albo środy :D

2 komentarze:

  1. Hej kochana! :* czytałam rozdział dosłownie jednym tchem i powiem Ci, że jest cudny! :)
    Biedna Marysia, ale mam nadzieję że szybko się odnajdzie to małe szczęście i wraz z Mario stworzą super rodzinkę :)
    Luca taki słodki ♥
    Weny życzę, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehehehhe! ❤
    Zgłaszam się na ochotnika! Już ja nakopie tej blondi do jej ass XDD
    Inglisz maj lajf ^^
    Bjutiful maj bejbi ❤ XD
    Czekam z niecierpliwością na nn <3
    Buzka :**

    OdpowiedzUsuń