Stałam w osłupieniu. Patrzyłam jak mojego Joshuę zabierają na blok operacyjny, a on jęczy z bólu. Nie mogłam już tego wytrzymać, jego okropnych wrzasków i cierpienia. Niech oni go ratują, niech już nie krzyczy, niech żyje. Bardzo go kocham i nie mam pojęcia jakby to było gdyby teraz odszedł z tego świata. Moje myśli krążyły wokół niego, modliłam się do Boga, żeby go ocalił. Był dla mnie najważniejszym facetem na świecie. Usiadłam obok sali operacyjnej i w myślach trapiłam się, dlaczego to właśnie nas spotkało? Holger chodził obok sali i non stop tupał swoimi butami, które zaczynały mnie doprowadzać do szału. Każdy krok zbliżał mnie do popadnięcia w obłęd.
-Holger... Proszę Cię usiądź! -popatrzyłam na niego ozięble.
-Przepraszam... -westchnął i usiadł.
Siedzieliśmy w milczeniu, a zarazem w ogromnym skupieniu około dwóch najdłuższych godzin mojego życia. Moje myśli stały się studnią bez dna, ciągle martwiłam się o Joshuę. Chciałam, żeby żył.
Nagle siedząc i myśląc o przyczynach i skutkach w jakim doszło do tej okropnej bijatyki, doszłam do okropnego wniosku. Naszła mnie myśl, że to wszystko przez Marię, to ją zaczęłam obwiniać o to wszystko co nas spotkało. Że to przez nią znalazłam się w Monachium, poznałam Kimmicha, zakochałam się w nim, a potem, że przez nią zaczęłam pracować z Badstuberem i moim ukochanym. Podświadomie zaczęłam ją nienawidzić i naszła mnie ogromna ochota zniszczenia jej życia. Tak oto Maria Ćwiklińska stała się moim największym wrogiem. Może to w wyniku obłędu jaki mnie teraz dopadł, a może naprawdę.
W tym jakże nieoczekiwanym momencie zjawiła się właśnie ona. Moje famme fatale, ubrana w ciemną sukienkę z koronkowymi wykończeniami, usta miała ciemne pomalowane, jakby miała z nich trysnąć czerwona jak ogień krew. Przywitała się z Holgerem, a potem ze mną. Wyglądała na przestraszoną i słusznie... Miałam ochotę wytargać ją za te jej kruczo czarne włosy, za to co mi wyrządziła.
-Co z Joshuą?! -zapytała niespokojnie.
-Ma operacje, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. -rzekł prostolinijnie.
-Mam nadzieje, że będzie wszystko dobrze. Bardzo się o niego martwię. -westchnęła.
-Głowa do góry. -pogładził ją po plecach -To silny facet.
-Jak się czujesz Nadia? Wszystko okey? -zwróciła się do mnie.
-Tak sobie. Bardzo się o niego martwię, bo go kocham. -spuściłam głowę, żeby nie patrzeć w jej oczy.
-Będzie dobrze, Holgi ma racje. -uśmiechnęła się.
Patrzyłam jak tych dwoje świetnie się dogaduje. Było widać, że Holgerowi bardzo podoba się Maria, ale bez wzajemności. Ćwiklińska była zakochana w Goetze po uszy i nie mam pojęcia co mogłoby w tym przeszkodzić... No chyba, że jej śmierć... Wtedy nie było by już kłopotów, ani jej.
-Holger... Proszę Cię usiądź! -popatrzyłam na niego ozięble.
-Przepraszam... -westchnął i usiadł.
Siedzieliśmy w milczeniu, a zarazem w ogromnym skupieniu około dwóch najdłuższych godzin mojego życia. Moje myśli stały się studnią bez dna, ciągle martwiłam się o Joshuę. Chciałam, żeby żył.
Nagle siedząc i myśląc o przyczynach i skutkach w jakim doszło do tej okropnej bijatyki, doszłam do okropnego wniosku. Naszła mnie myśl, że to wszystko przez Marię, to ją zaczęłam obwiniać o to wszystko co nas spotkało. Że to przez nią znalazłam się w Monachium, poznałam Kimmicha, zakochałam się w nim, a potem, że przez nią zaczęłam pracować z Badstuberem i moim ukochanym. Podświadomie zaczęłam ją nienawidzić i naszła mnie ogromna ochota zniszczenia jej życia. Tak oto Maria Ćwiklińska stała się moim największym wrogiem. Może to w wyniku obłędu jaki mnie teraz dopadł, a może naprawdę.
W tym jakże nieoczekiwanym momencie zjawiła się właśnie ona. Moje famme fatale, ubrana w ciemną sukienkę z koronkowymi wykończeniami, usta miała ciemne pomalowane, jakby miała z nich trysnąć czerwona jak ogień krew. Przywitała się z Holgerem, a potem ze mną. Wyglądała na przestraszoną i słusznie... Miałam ochotę wytargać ją za te jej kruczo czarne włosy, za to co mi wyrządziła.
-Co z Joshuą?! -zapytała niespokojnie.
-Ma operacje, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. -rzekł prostolinijnie.
-Mam nadzieje, że będzie wszystko dobrze. Bardzo się o niego martwię. -westchnęła.
-Głowa do góry. -pogładził ją po plecach -To silny facet.
-Jak się czujesz Nadia? Wszystko okey? -zwróciła się do mnie.
-Tak sobie. Bardzo się o niego martwię, bo go kocham. -spuściłam głowę, żeby nie patrzeć w jej oczy.
-Będzie dobrze, Holgi ma racje. -uśmiechnęła się.
Patrzyłam jak tych dwoje świetnie się dogaduje. Było widać, że Holgerowi bardzo podoba się Maria, ale bez wzajemności. Ćwiklińska była zakochana w Goetze po uszy i nie mam pojęcia co mogłoby w tym przeszkodzić... No chyba, że jej śmierć... Wtedy nie było by już kłopotów, ani jej.
******
Patrzyłam na Nadię, która nad czymś myślała. Zmieniła się przez ostatnie dni... Była oschła, oziębła i nieczuła dla mnie i innych. Była tak zauroczona Joshim, że stała się ślepa i głucha na nasze wołania. Martwiłam się o nią szczególnie teraz, kiedy jej ukochany trafił do szpitala. Chciałam dla niej jak najlepiej, mimo tego, że wciąż odtrącała mnie i traktowała jak wroga. Mimo to, kochałam ją, bo nie miałam nikogo poza nią. Moi rodzice zginęli gdy byłam małym dzieckiem, a ojciec mojego dziecka został wysłany na odwyk i to w dodatku przeze mnie. A Nadia? Stała się moją młodszą, ukochaną siostrzyczką.
Podczas jednej z terapii na których byłam, moja psycholog mi powiedziała pewne słowa, które stały się moją domeną życiową... "Ktoś Cię krzywdzi, a Ty mu zamiast trucizny podajesz ciepłą herbatę z cytryną. Bo nie ma złych ludzi. Są tylko złe zachowania. Trzeba umieć widzieć człowieka w człowieku."
Tym razem próbowałam widzieć człowieka w Nadii, tej biednej zagubionej Nadii, która siedzi z niepokojem przed salą w której toczy się walka o przeżycie.
Postanowiłam wyjść do łazienki, żeby obmyć twarz ze zmęczenia. Ku mojemu zdziwieniu Nadia poszła za mną... Weszłyśmy do środka i nawiązała się między nami dość niemiła, skrupulatna rozmowa.
-Nienawidzę Twojego fałszywego współczucia. -popatrzyła na mnie, kiedy stałyśmy przed lustrem.
-O czym Ty mówisz? Nadio? -ściągnęłam brwi, pełna zdziwienia.
-Prawdę. Jesteś okrutna i tylko czekałaś na ten moment, kiedy będziesz mogła mnie zranić! -podniosła ton głosu -Myślisz, że świat się kręci wokół Ciebie?! Zabrałaś mi Joshuę. -popatrzyła na mnie swoim pełnym obłędu wzrokiem.
-Nadia! Naprawdę Cię nie rozumiem... -przestraszyłam się.
-Zabiję Cię! Słyszysz?! Teraz!
Krzyknęła na mnie, a jej dłonie ujęły moją szyję, przycisnęła mnie do ściany i zaczęła mnie dusić. Chciałam się bronić, krzyczeć, chronić moje maleństwo, które nosiłam pod sercem, a ona jeszcze o tym nie wiedziała. Jedyne co mogłam to patrzyć w jej oczy, których źrenice się powiększają.
-Puść mnie... Błagam... -wyszeptałam.
W nieoczekiwanym momencie Holger wbiegł do łazienki i odepchnął Nadię ode mnie, a ja łapiąc się za szyję, szybko osunęłam się na podłogę i zamknęłam swoje ciemnoniebieskie oczy.
___________________________________________________________
Muahahaha! :D Co powiecie na dzida party? XDD
To do niedługo! ^^
Podczas jednej z terapii na których byłam, moja psycholog mi powiedziała pewne słowa, które stały się moją domeną życiową... "Ktoś Cię krzywdzi, a Ty mu zamiast trucizny podajesz ciepłą herbatę z cytryną. Bo nie ma złych ludzi. Są tylko złe zachowania. Trzeba umieć widzieć człowieka w człowieku."
Tym razem próbowałam widzieć człowieka w Nadii, tej biednej zagubionej Nadii, która siedzi z niepokojem przed salą w której toczy się walka o przeżycie.
Postanowiłam wyjść do łazienki, żeby obmyć twarz ze zmęczenia. Ku mojemu zdziwieniu Nadia poszła za mną... Weszłyśmy do środka i nawiązała się między nami dość niemiła, skrupulatna rozmowa.
-Nienawidzę Twojego fałszywego współczucia. -popatrzyła na mnie, kiedy stałyśmy przed lustrem.
-O czym Ty mówisz? Nadio? -ściągnęłam brwi, pełna zdziwienia.
-Prawdę. Jesteś okrutna i tylko czekałaś na ten moment, kiedy będziesz mogła mnie zranić! -podniosła ton głosu -Myślisz, że świat się kręci wokół Ciebie?! Zabrałaś mi Joshuę. -popatrzyła na mnie swoim pełnym obłędu wzrokiem.
-Nadia! Naprawdę Cię nie rozumiem... -przestraszyłam się.
-Zabiję Cię! Słyszysz?! Teraz!
Krzyknęła na mnie, a jej dłonie ujęły moją szyję, przycisnęła mnie do ściany i zaczęła mnie dusić. Chciałam się bronić, krzyczeć, chronić moje maleństwo, które nosiłam pod sercem, a ona jeszcze o tym nie wiedziała. Jedyne co mogłam to patrzyć w jej oczy, których źrenice się powiększają.
-Puść mnie... Błagam... -wyszeptałam.
W nieoczekiwanym momencie Holger wbiegł do łazienki i odepchnął Nadię ode mnie, a ja łapiąc się za szyję, szybko osunęłam się na podłogę i zamknęłam swoje ciemnoniebieskie oczy.
___________________________________________________________
Muahahaha! :D Co powiecie na dzida party? XDD
To do niedługo! ^^
"Było widać, że Holgerowi bardzo podoba się Maria, ale bez wzajemności." pardon, ale moje kochanie ma żonę, a nawet i synka (!) jakbyś nie pamiętała :v
OdpowiedzUsuńewww, cudne słowa tam padły... takie cholernie prawdziwe :")))
ANNA, TY SIĘ PROSISZ O ODEJŚCIE Z TEGO ŚWIATA, PRAWDA????
jezu, daj mnie kolejny, chcę wypranie mózgu (a raczej jego resztek) do końca
zabierzcie ode mnie książki :((((((((((((
czekam na kolejny <3
No mnie chcesz szukać w mapach google a sama co robisz, hmmm? xDD
OdpowiedzUsuńTyle się wydarzyło w tym rozdziale, że szok ! xD
Dawaj szybko kolejny, bo już mnie ciekawi czy Joshua przeżyje ! :)
A po Nadii to się w sumie tego nie spodziewałam, Dobrze, że Holgi wszedł w odpowiednim momencie. Mam nadzieję, że Marysi nic się nie stało :)
Do następnego ! ;*
Ancia jak ja ci przypiernicze no :(
OdpowiedzUsuńNo jak możesz jak? :((
Mimo wszystko cudny ❤
Wybacz, że tak krótko ale niestety Mickiewicz wzywa ❤ xdd
KC ❤