Tak szybko minęły te trzy lata, aż trzy lata. Dzisiaj są czwarte urodziny Francisa. Ah! Jak te dzieci szybko rosną! Mario i Maria biegają jak kot z pełnym pęcherzem, a ja siedzę z tym małym łobuzem. Postanowiłam go zabrać na stadion Bayernu na trening chłopaków. Usiedliśmy w jednej z trybun, Bawarczycy wybiegli na boisko, na czele z moim przystojniakiem. Siedzieliśmy na krzesełka, ale chłopiec zaczął się wiercić. Wydaje mi się, że mu się to już znudziło. Zaśmiałam się w duchu i wzięłam chłopca na ręce, zauważyłam Dominikę z dziećmi więc podeszliśmy do nich. Luca i Francis pobiegli na murawę, a ja patrzyłam na pozostałą trójkę chłopców, synów Badstubera. No, przyznam że wszyscy się spodziewali wtedy jednego chłopca, a nie trójki. Dominika stała się prawdziwą matką polką!
-Jak sobie radzisz z czwórką chłopców? -zaśmiałam się.
-Nie jest tak źle, a myślałam, że będzie gorzej. -przyznała -Matka Holgera nam bardzo pomaga.
-No tak... -uśmiechnęłam się do przyjaciółki -Dzisiaj zajmuję się Francisem i nie daję sobie z nim rady, a co dopiero jakbym musiała pilnować czwórki.
-Przyzwyczaiłabyś się. Bardzo bym chciała mieć córkę. -wspomniała.
-Może, będziecie mieli swoją upragnioną córeczkę. -poklepałam ją po ramieniu.
Patrzyłam na uroczą trójkę małych blondynów z dużymi niebieskimi oczyma. Ivan, Mats i Orhan byli naprawdę jak identyczne trzy kropelki wody podobne do Dominiki i Holgera. Po chwili przybiegł do nas Francis i Luca. Francis zaczął mnie ciągnąć za nogawkę.
-Francis... Co się dzieje? Chcesz na siusiu? -zapytałam zirytowana zachowaniem chłopca.
-Nie! -pisnął chłopiec -Chodź ze mną ciociu! Wujek Cię woła! -popatrzył na mnie.
Chcąc nie, chcąc poszłam powolnym krokiem w stronę szeroko uśmiechniętego Joshui. Nie wiedziałam czego chce, w końcu sam mógł do mnie przyjść.
-Co jest Joshi? -zapytałam zmęczona.
-Chciałem Cię pocałować! -wybuchnął śmiechem i pocałował mnie w policzek.
-Aha...? -popatrzyłam na niego trochę zdziwiona.
Usłyszałam za sobą chichot małego Francisa i syna Holgera. Patrzyłam na Kimmicha, który zrobił się czerwony jak pomidor i z kieszeni spodenek wyjął pierścionek, który wymsknął mu się z ręki i wylądował tuż pod moimi nogami. Joshua rzucił mi się pod nogi, dmuchną w pierścionek i przetarł rękawem srebrny brylancik. Stanął przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Wyjdziesz za mnie czy nie? -uśmiechnął się szeroko.
-No jak już tak bardzo chcesz to okej. -prychnęłam od niechcenia.
-Ale jesteś! -zaśmiał się wsuwając pierścionek na mój palec i podniósł mnie wysoko do góry.
-Joshi! -pisnęłam głośno i wtuliłam się w jego szyję.
-Jak sobie radzisz z czwórką chłopców? -zaśmiałam się.
-Nie jest tak źle, a myślałam, że będzie gorzej. -przyznała -Matka Holgera nam bardzo pomaga.
-No tak... -uśmiechnęłam się do przyjaciółki -Dzisiaj zajmuję się Francisem i nie daję sobie z nim rady, a co dopiero jakbym musiała pilnować czwórki.
-Przyzwyczaiłabyś się. Bardzo bym chciała mieć córkę. -wspomniała.
-Może, będziecie mieli swoją upragnioną córeczkę. -poklepałam ją po ramieniu.
Patrzyłam na uroczą trójkę małych blondynów z dużymi niebieskimi oczyma. Ivan, Mats i Orhan byli naprawdę jak identyczne trzy kropelki wody podobne do Dominiki i Holgera. Po chwili przybiegł do nas Francis i Luca. Francis zaczął mnie ciągnąć za nogawkę.
-Francis... Co się dzieje? Chcesz na siusiu? -zapytałam zirytowana zachowaniem chłopca.
-Nie! -pisnął chłopiec -Chodź ze mną ciociu! Wujek Cię woła! -popatrzył na mnie.
Chcąc nie, chcąc poszłam powolnym krokiem w stronę szeroko uśmiechniętego Joshui. Nie wiedziałam czego chce, w końcu sam mógł do mnie przyjść.
-Co jest Joshi? -zapytałam zmęczona.
-Chciałem Cię pocałować! -wybuchnął śmiechem i pocałował mnie w policzek.
-Aha...? -popatrzyłam na niego trochę zdziwiona.
Usłyszałam za sobą chichot małego Francisa i syna Holgera. Patrzyłam na Kimmicha, który zrobił się czerwony jak pomidor i z kieszeni spodenek wyjął pierścionek, który wymsknął mu się z ręki i wylądował tuż pod moimi nogami. Joshua rzucił mi się pod nogi, dmuchną w pierścionek i przetarł rękawem srebrny brylancik. Stanął przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Wyjdziesz za mnie czy nie? -uśmiechnął się szeroko.
-No jak już tak bardzo chcesz to okej. -prychnęłam od niechcenia.
-Ale jesteś! -zaśmiał się wsuwając pierścionek na mój palec i podniósł mnie wysoko do góry.
-Joshi! -pisnęłam głośno i wtuliłam się w jego szyję.
******
Zastanawiacie się pewnie co u mnie? Dobrze. Na tyle dobrze, że jestem szczęśliwa z moim Mario i nazywają mnie od roku panią Goetze. Rzuciłam pracę w gazecie i teraz robię to co kocham, zaczęłam udzielać się w ośrodku dla ludzi, którzy potrzebują pomocy, tak jak kiedyś ja potrzebowałam. Dzisiaj są czwarte urodziny mojego maleństwa, choć już nie takiego maleństwa, ale prawdziwego łobuziaka z Monachium.
-Pączusiu? Zaraz przyjdzie Nadia z Joshuą i Francisem! Gdzie jest ten różowy lukier? -zapytałam.
-Możliwe, że go zjadłem... -uśmiechnął się zawstydzony i z różowym lukrem na ustach.
-Goetze! I co ja teraz pocznę!? -złapałam się za głowę.
-Proponowałbym, abyśmy poczęli nowe życie kocico! -zachichotał zbliżając się do mnie.
-Po tym co uczyniłeś? O nie. -zaśmiałam się -Cóż... Powiemy, że tatuś zjadł lukier. -uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać polewy w szafce kuchennej.
-Mówiłem Ci, że lepiej jak zamówimy tort. -westchnął niezadowolony.
-Wolałam go zrobić sama, ale nie wiedziałam że Goetze zeżre lukier! -uśmiechnęłam się i podeszłam do ukochanego dając mu soczystego buziaka w usta, przy okazji zlizując lukier -Mmm... Dobry. -zachichotałam.
Zaśmiał się tylko, a ja zaczęłam przygotowywać polewę. Po kilkunastu minutach do mieszkania wbiegł mały Francis, oczywiście biegnąc do mnie, wpadł na ojca.
-Tato! Ja biegnę do mamusi na przytulasa! -powiedział wzięty na ręce chłopiec przez Mario.
-Za chwilę, teraz będzie niespodzianka dla Ciebie mój przystojny kawalerze. -uśmiechnął się do chłopca.
Wszyscy zebraliśmy się w salonie i odśpiewaliśmy sto lat dla naszego zarumienionego maleństwa. Cieszył się i wszystkich przytulał, dostał wiele prezentów od nas i od rodziców chrzestnych, czyli Joshui i Nadii.
Można powiedzieć, że w końcu byliśmy szczęśliwi, ale czy już na zawsze?
Zakończone, ale czy na zawsze? To już pozostawiam waszej interpretacji :D
Mam bardzo ciekawy pomysł na kolejnego bloga, ale nie wiem czy mi nie przejdzie do września xd Znając mnie to pewnie nie, no chyba, że mi tej piłkarz się odwidzi XD Ale mogę was zapewnić, że intrygujący... Ale już nie będę zdradzać co mam na myśli. Znając Dominikę wygadam się jej przy pierwszej lepszej okazji :D
Więc... W tym momencie przyszedł czas na pożegnanie. Opowiadanie to pisałam chyba w najgorszym okresie mojego życia... Przez większość tutejszej pisaniny miałam depresje przez śmierć bardzo bliskiej mi osoby, ale nie zamierzam o tym tu pisać.
Chciałabym bardzo wrócić we wrześniu, kiedy wszystko się uspokoi w moim życiu. Wiadomo, na początku maja mam matury, a najbardziej martwię się o matematykę... Dlatego wracam w wrześniu, w razie jakbym miała mieć poprawkę w sierpniu. Liczę, że kiedyś wejdę na tego bloga i przeczytam tą końcówkę z wielkim bananem na ustach, kiedy okaże się że zdałam tą pieprzoną matme ;D
Swoje podziękowania kieruję do wszystkich, którzy byli na tym blogu od samego początku, czyli od Sylwestra tego roku! Bez was by się to nie udało. :) Bardzo Wam dziękuję za te 58 komentarzy, które każdego dnia zachęcały mnie do napisania dla was więcej! Dziękuje za te ponad 1170 wyświetleń na tym blogu, a także za wyświetlenia na starych blogach :>
To, że odchodzę nie znaczy, że nie będę komentowała i czytała waszych blogów, które możecie mi zostawiać w "pytaniu" na asku https://www.ask.fm/anula777 !
Widzimy się we wrześniu misiaki moje! <3
DZIĘKUJĘ WAM JESZCZE RAZ Z CAŁEGO SERDUSZKA! ♥
-Pączusiu? Zaraz przyjdzie Nadia z Joshuą i Francisem! Gdzie jest ten różowy lukier? -zapytałam.
-Możliwe, że go zjadłem... -uśmiechnął się zawstydzony i z różowym lukrem na ustach.
-Goetze! I co ja teraz pocznę!? -złapałam się za głowę.
-Proponowałbym, abyśmy poczęli nowe życie kocico! -zachichotał zbliżając się do mnie.
-Po tym co uczyniłeś? O nie. -zaśmiałam się -Cóż... Powiemy, że tatuś zjadł lukier. -uśmiechnęłam się i zaczęłam szukać polewy w szafce kuchennej.
-Mówiłem Ci, że lepiej jak zamówimy tort. -westchnął niezadowolony.
-Wolałam go zrobić sama, ale nie wiedziałam że Goetze zeżre lukier! -uśmiechnęłam się i podeszłam do ukochanego dając mu soczystego buziaka w usta, przy okazji zlizując lukier -Mmm... Dobry. -zachichotałam.
Zaśmiał się tylko, a ja zaczęłam przygotowywać polewę. Po kilkunastu minutach do mieszkania wbiegł mały Francis, oczywiście biegnąc do mnie, wpadł na ojca.
-Tato! Ja biegnę do mamusi na przytulasa! -powiedział wzięty na ręce chłopiec przez Mario.
-Za chwilę, teraz będzie niespodzianka dla Ciebie mój przystojny kawalerze. -uśmiechnął się do chłopca.
Wszyscy zebraliśmy się w salonie i odśpiewaliśmy sto lat dla naszego zarumienionego maleństwa. Cieszył się i wszystkich przytulał, dostał wiele prezentów od nas i od rodziców chrzestnych, czyli Joshui i Nadii.
Można powiedzieć, że w końcu byliśmy szczęśliwi, ale czy już na zawsze?
***KONIEC***
_____________________________________________________Zakończone, ale czy na zawsze? To już pozostawiam waszej interpretacji :D
Mam bardzo ciekawy pomysł na kolejnego bloga, ale nie wiem czy mi nie przejdzie do września xd Znając mnie to pewnie nie, no chyba, że mi tej piłkarz się odwidzi XD Ale mogę was zapewnić, że intrygujący... Ale już nie będę zdradzać co mam na myśli. Znając Dominikę wygadam się jej przy pierwszej lepszej okazji :D
Więc... W tym momencie przyszedł czas na pożegnanie. Opowiadanie to pisałam chyba w najgorszym okresie mojego życia... Przez większość tutejszej pisaniny miałam depresje przez śmierć bardzo bliskiej mi osoby, ale nie zamierzam o tym tu pisać.
Chciałabym bardzo wrócić we wrześniu, kiedy wszystko się uspokoi w moim życiu. Wiadomo, na początku maja mam matury, a najbardziej martwię się o matematykę... Dlatego wracam w wrześniu, w razie jakbym miała mieć poprawkę w sierpniu. Liczę, że kiedyś wejdę na tego bloga i przeczytam tą końcówkę z wielkim bananem na ustach, kiedy okaże się że zdałam tą pieprzoną matme ;D
Swoje podziękowania kieruję do wszystkich, którzy byli na tym blogu od samego początku, czyli od Sylwestra tego roku! Bez was by się to nie udało. :) Bardzo Wam dziękuję za te 58 komentarzy, które każdego dnia zachęcały mnie do napisania dla was więcej! Dziękuje za te ponad 1170 wyświetleń na tym blogu, a także za wyświetlenia na starych blogach :>
To, że odchodzę nie znaczy, że nie będę komentowała i czytała waszych blogów, które możecie mi zostawiać w "pytaniu" na asku https://www.ask.fm/anula777 !
Widzimy się we wrześniu misiaki moje! <3
DZIĘKUJĘ WAM JESZCZE RAZ Z CAŁEGO SERDUSZKA! ♥